Zmiana na stanowisku ministra środowiska jak widać była pozorna. Nowy minister, a także jego pierwszy zastępca Andrzej Szweda-Lewandowski nie zareagowali, kiedy sejmowa podkomisja odrzuciła wszystkie poprawki do noweli prawa łowieckiego zaproponowane przez ekologów.
Chociaż Henryk Kowalczyk zapowiadał, że uwzględni w kontrowersyjnym projekcie zmiany zgłoszone przez stronę społeczną, tak się nie stało. Wszelkie uwagi przygotowane przez Pracownię na rzecz Wszystkich Istot, Fundację Dziedzictwo Przyrodnicze i Koalicję „Niech Żyją”, powędrowały do kosza. Nie dopuszczono ich nawet do głosu podczas posiedzenia, na którym procedowano projekt. W pewnym momencie ekolodzy stracili cierpliwość i wyszli z sali obrad.
– Prowadząca podkomisję posłanka PiS Anna Paluch nie dopuściła w ogóle strony społecznej do głosu. Zgłaszałem się blisko dziesięć razy. Ale nasze zdanie nie zostało wysłuchane” – powiedział Tomasz Zdrojewski w Koalicji „Niech Żyją!”.
Minister Kowalczyk twierdził, że rozumie, iż nowe prawo łowieckie może budzić kontrowersje – zwłaszcza zapisy o grzywnach za celowe przeszkadzanie w polowaniu i wpuszczenie myśliwych z PZŁ do parków narodowych. Miał zaproponować swoje kompromisowe rozwiązania.
W wywiadach zapowiedział, że „zarekomenduje odsunięcie polowań od zabudowań oraz określenie bardziej precyzyjnych warunków polowań zbiorowych”. Poprawki od Kowalczyka miały być gotowe 23 stycznia. Ale nie powstały, zatem członkowie komisji zgłosili jeszcze raz poprawki strony społecznej, które ostatecznie zlekceważono. To tak naprawdę bierność nowego ministra „położyła” posiedzenie.
– Minister Kowalczyk miał podać swoje rekomendacje zmian w ustawie. Miały uwzględniać niektóre nasze zmodyfikowane postulaty. Jednak nie doczekaliśmy się” – powiedzial Radosław Ślusarczyk z Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot. – A a podkomisji zgłaszaliśmy te same poprawki, o których pozytywnie wypowiadał się minister, i wszystkie zostały odrzucone głosami posłów PiS.