Na hasło „Syryjczyk zabił Polkę” w Google wyskakuje 256 tys. wyników, na „Polak pobił Somalijkę” – 179. Historie, które spotkały się z tak różnym odbiorem, są w gruncie rzeczy podobne. Mamy parę migrantów, która spotyka się w zamożnym zachodnim kraju – jedno z nich jest z Polski, drugie spoza Europy, z kraju ogarniętego terrorem i wojną. Łączą ich jakieś relacje damsko-męskie, których natury dokładnie nie znamy. Wiadomo tylko, że mężczyzna robi kobiecie krzywdę – w Niemczech on pociął ją maczetą, we Włoszech – skatował płytą chodnikową. W drugim przypadku ofiara przeżyła, ale znajduje się w śpiączce i jest w stanie krytycznym. Smutna historia o przemocy wobec kobiet, która spotyka je zwykle właśnie ze strony byłych albo obecnych partnerów – jak ziemia długa i szeroka, niezależnie od wyznania, koloru skóry i narodowości ofiar i sprawców.
Z jakiegoś powodu zamordowana przez Syryjczyka Polka (ciężarna, nie zapominajmy o tym!) nas obchodzi, a mordujący Polak – wcale. Nakłada się na to oczywiście kilka perspektyw. Po pierwsze – o wiele przyjemniej jest czytać, że ktoś nam, niż że my komuś. Wiadomo to nie od dzisiaj – polskie poczucie tożsamości świetnie obsługuje narodową dumę, a bardzo słabo radzi sobie z trawieniem swoich przeszłych albo obecnych win czy zbrodni; bardzo jaskrawym przykładem na tę prawidłowość jest zresztą polityka historyczna, uprawiana przez PiS. Oczywiście – to postawa kompletnie w tym przypadku nieracjonalna, nie ma ani z czego być dumnym, ani czego się wstydzić; żadna ze spraw nie mówi nic ani o Syryjczykach, ani Polakach, ani Somalijczykach, to po prostu jednostkowe kryminalne przypadki, które jeśli wpisują się w jakiś mechanizm, to zwykłej, codziennej przemocy mężczyzn wobec kobiet.
Przyczyny tej miażdżącej różnicy w zainteresowaniu obydwiema sprawami są jednak głębsze. W pierwszej historii ekscytujący jest sam sprawca, co jest zresztą ewenementem, jeśli chodzi o przemoc domową, rodzinną, dziejącą się w związku; zwykle przecież ilustruje się ją kobietą z podbitym okiem, a nie mężczyzną z wyciągniętą pięścią. Ale tu mamy Syryjczyka-uchodźcę z maczetą, który pokazuje, że wszystkie nasze lęki są uzasadnione! To właśnie jego się baliśmy, baliśmy się, że swoimi brudnymi, ciemnymi łapami chce dobrać się do naszych kobiet. I oto dobrał się, proszę bardzo, w dodatku do kobiety w stanie błogosławionym! Mieliśmy rację, a wy wszyscy, którzy mówiliście o nas niedobrze, porównywaliście nas do nazistów, bo chcemy znowu uruchomić oświęcimskie piece, wy wszyscy się myliliście! Przy nim 45-letni bezdomny Polak katujący partnerkę – z Somalii czy z Łodzi, co za różnica – jest po prostu zbyt przaśny. O takich historiach co miesiąc czytamy w naszych lokalnych dziennikach. Gdyby ją chociaż pobił, bo jest czarna, mielibyśmy kliszę „Polak rasista” z którą moglibyśmy się kłócić albo zgadzać. Ale „Polak damski bokser”? Nudy, panie.