
Dziennikarze „New York Timesa” wybrali się do Davos na Światowe Forum Ekonomiczne. Rozmawiali z menadżerami i szefami światowych firm o tym, jak kampania #metoo przeorała ich świadomość i zmieniła stosunki w pracy. Wnioski nie są jednoznaczne, niektórzy alarmują, że akcja może odbić się rykoszetem na kobiecych karierach.
Jak podaje „NYT”, ruch #metoo od czasu zdemaskowania praktyk Harveya Weinsteina sprawił, że pracę straciło ponad 200 prominentnych, wpływowych mężczyzn. Gazeta przypomina, że w ponad połowie przypadków za męskimi karierami stała praca kobiet – współpracownic, sekretarek, doradczyń, partnerek, żon.
Rozmówcy „NYT” z Davos jednogłośnie przyznali, że są znacznie ostrożniejsi w kontaktach służbowych z koleżankami. To oczywiście zmiana in plus. Ale okazuje się, że jest też druga strona medalu. Wielu firmom nie chce się wprowadzać dobrych praktyk i regulacji, które pomogłyby ulepszyć relacje pomiędzy pracownikami – i po prostu stawiają na minimalizowanie kontaktów kobiet i mężczyzn. To z kolei odbija się negatywnie na drodze zawodowej i awansach kobiet, które tracą przez to szanse na dalszy rozwój zawodowy i umacnianie swojej pozycji.
Dziennikarze rozmawiali między innymi z Pat Milligan, konsultantką z firmy doradczej Mercer, doradzającej wielkim korporacjom w sprawach parytetów i równouprawnienia. Milligan twierdzi, że firmy np. coraz mniej chętnie wysyłają w delegację kobietę i mężczyznę, a połowa menadżerów unika wykonywania wspólnych zadań czy szkolenia sam na sam. Milligan twierdzi, że wiele firm nie chce widzieć problemu, choć takie „unikanie” jest zwyczajnie nielegalne, bo dyskryminujące.
– Co by było, gdyby słowo „kobieta” zastąpić przedstawicielem jakiejkolwiek mniejszości? Oczywiście, że trzeba mówić o tym, jakie zachowania są właściwe, a jakie nie, ale nie oznacza to, że mamy przestać się zadawać z kobietami – mówi ekspertka.
Redakcja przypomina również wcześniejsze badania Światowego Forum Ekonomicznego sprawdzające m.in. różnice w płacach kobiet i mężczyzn, długość życia, dostęp do edukacji, możliwość awansu. Dwa lata temu z raportu wynikało, że zrównanie liczby kobiet i mężczyzn w miejscach pracy na całym świecie może nastąpić za 170 lat. W tej chwili wskaźnik ten wynosi 200. Również w rankingu Fortune 500 o 8 zmniejszyła się liczba amerykańskich firm, którym szefują kobiety.
Konkluzje „NYT” zasmucają, lecz nie dlatego, że #metoo „popsuło” kobietom kariery. To wina idących na skróty – zarówno zarządzających, jak i pracowników, którzy wolą obchodzić problem dookoła niż zająć się nim na serio.

Prokuratura łaskawa wobec księgowej Tadeusza Rydzyka
Nie powinno to specjalnie nikogo dziwić. Prokuratura broni jak lew skazanej księgowej bizn…
Nie sądzę by można porównywać „kobietę” z przedstawicielem lub przedstawicielką jakiejkolwiek mniejszości. Relacje seksualne (heteroseksualne) są najpowszechniejszymi, najmniej chyba dającymi się sformalizować relacjami międzyludzkimi. Bardzo trudno zapisać w kodeksie (karnym, czy zasad) co i w jakich warunkach można, kiedy gra między dwojgiem osób przeradza się w molestowanie. Do tego dochodzi specyficzna sytuacja w USA, gdzie wszystko może stać się przedmiotem pozwu sądowego i odstawą do żądania odszkodowania. Nie dziwię się więc reakcjom. Kolejna dziedzina życia, która poddaje się kulturze nieufności i cywilizacji wykorzystywania. Dopóki na relacje międzyludzkie wpływały będą zasady rynkowe, dopóty z tego klincz się nie wyzwolimy. #metoo jest drogą donikąd. Socjalizm, albo barbarzyństwo. Innych dróg nie ma.
To, o czym mowa w artykule, to niestety również skutek specyficznego rozumienia feminizmu nie jako idei równościowej i postępowej (ważnej i potrzebnej), a jakiejś dziwnej formy neopruderii. Czegoś, co – wydawać by się mogło – 50 lat po rewolucji seksualnej powinno być domeną skrajnej konserwy. Granice pomiędzy tym, co akceptowalne w męsko-damskich relacjach, a co „seksistowskie”, rozmyły się już chyba całkowicie. I niestety, niekiedy rozmyły się w oparach gęstego absurdu. Dziś już pewnie nawet życzliwy uśmiech posłany koleżance z pracy może zostać odebrany jako coś napastliwego. Chwycenie za ramię, celem zwrócenia czyjejś uwagi, pewnie stanie się wkrótce tożsame w bezceremonialnym klepnięciem w tyłek (a może już jest?). Dewaluuje się w ten sposób faktyczne przypadki molestowania, przy okazji krzywdząc osoby, które go doświadczyły. Ich tragedię stawia się na równi ze sprośnym żartem opowiedzianym w firmowym ołpenspejsie. Z drugiej strony – kiedy już nie do końca wiadomo, gdzie przebiega granica – to część ludzi będzie po prostu trzymać się od niej jak najdalej. Ci ludzie to także szefowie korporacji – i tu dochodzi do sytuacji takich, jak opisane w artykule. Kobiety obrywają rykoszetem, bo zamiast wprowadzać rozwiązania równościowe, zamyka się je pod kloszem. Jak 150 lat temu owijało się grubą, długą suknią.
Słuszna i potrzebna walka o równosć staję się karykaturą samej siebie.
Przypomina mi się jeszcze historia satyrycznego rysunku Tomasza Wiatera („NIE”) przedstawiającego stosunek oralny. Rysunek, umieszczony przez wykładowcę którejś z uczelni w prezentacji na zajęcia, wywołałał oburzenie którejś ze studentek. „Obraża kobiety”. Sprawa trafiła do mediów, zainteresował się nią OMZRiK (czy jak to tam się nazywa ten fanpejdż z ośrodkiem i monitoringiem w tytule). Nikt nie umiał przejść do porządku dziennego nad tym, że rysunek stworzył artysta współpracujący z „NIE” – jednym z najbardziej równościowych czasopism w tym kraju. Nikt nie doszedł do wniosku, że rysunek przedstawia stosunek dwóch godzących się na niego osób – bo i nic nie wskazywało, że jest inaczej. Nikt nawet nie zwrócił uwagi, że na rysunku cielesnym uciechom oddają się osoby dwóch różnych płci. Za to dzielny Wirtualny Ośrodek Monitorowania Insta i Fejsa mógł dodać kolejny dobrze klikający się post.
Popieram
Jednak baby to kretynki — podpiłowały gałąż na której siedziały i na której załatwiały sobie wiele poprzez swój „seksapil”, teraz trzeba będzie wziąć się do roboty, zacząć uczyć i zdobywać wszystko kompetencjami.
Jak żyć z takim czymś, jak żyć?