Johann Wolfgang Goethe wyraził pogląd, że „Nie ma nic gorszego niż aktywna głupota”. Jest to uniwersalna prawda, bo nic nie powoduje większego ośmieszenia najpoważniejszej nawet debaty publicznej dotyczącej najbardziej węzłowych zagadnień, niż ludzie ograniczeni w swych horyzontach, nie posiadający wiedzy, pogłębionych danych pochodzących z wieloletnich badań naukowych oraz doświadczenia.
A przy okazji wypowiadający się z pasją dogmatyków i fanatyków, zakładający a priori swe racje jako absolutne prawdy, traktowane niemalże jak religijne mantry. Takim zagadnieniem budzącym gorące dyskusje dziś jest najogólniej biorąc sprawa zmian klimatycznych. Konflikt w tej materii przybiera kształt groteskowych zmagań racjonalnego, podbudowanego wieloletnimi obserwacjami i badaniami naukowego podejścia, nie z denialistami klimatycznymi, ale z fanatycznymi zwolennikami radykalizmu klimatycznego, którzy swą ignorancją i pychą wykonują anty-reklamę tej słusznej i potrzebnej sprawie. Ci tzw. aktywiści klimatyczni często grzeszą ciężko nie tylko brakiem umiaru i racjonalności, ale tym iż kierują się intuicją, dobrymi chęciami i emocjami, które we wszystkich zagadnieniach nie są najlepszym, o ile jakimkolwiek, uzasadnieniem.
Bazą dla tego materiału stał się głośny wywiad jaki swego czasu udzieliła dla radia RMF FM (red. Mazurek) aktywistka Dominika Lasota z inicjatywy klimatycznej (Ostatnie Pokolenie – Wschód). Nie chodzi o formę wywiadu, która była paternalistyczna, agresywna i niegrzeczna, momentami nawet arogancka. Zresztą prowadzący wywiad dziennikarz okazał się pozbawiony merytorycznego przygotowania. Jednak Dominika Lasota zaprezentowała podobną jak red. Mazurek ignorancję w tej materii. Wykazała się brakiem pogłębionej, interdyscyplinarnej wiedzy, gdyż problem klimatycznych zagrożeń tylko tak należy rozpatrywać. Na dodatek przedstawiała swoje argumentów demonstrując emocje i starając się udowodnić, iż są one niepodważalnymi aksjomatami. Niedostatków wiedzy oraz świadomości intelektualnych ułomności z racji wieku można jej wybaczyć. Z tej racji zapewne nie słyszała zapewne o Marku Aureliuszu najwybitniejszym (intelektualnie) imperatorze rzymskim gdy celnie zauważył, że „wszystko co słyszymy jest opinią, a nie faktem. Wszystko co widzimy jest perspektywą, nie prawdą”. Poza tym ów wywiad nie poruszył, podobnie jak inne toczone na płaszczyźnie emocjonalno-ideologicznej tego typu debaty, istoty niesłychanie ważnych problemów dla współczesnych zagrożeń ludzkości.
Aktywiści klimatyczni oczywiście mają rację podnosząc zagrożenia związane z tzw. antropocenem czyli epoką kiedy działalność człowieka poczęła aktywnie i w sposób widoczny wpływać na zmiany planetarnego ekosystemu, lecz zakleszczyli się na wąskiej jego interpretacji, nie dostrzegając innych, również ważnych elementów owego zagrożenia. Z wielu powodów o tym nie wspominają. Antropocen to czas, kiedy gwałtownie wzrosła urbanizacja, masowe pozyskiwanie paliw kopalnych i innych złóż potrzebnych w procesie industrializacji, postępujących zanieczyszczeń środowiska oraz emisji gazów cieplarnianych. To zdaniem części naukowców epoka trwająca ok. 200 – 250 lat. Współcześnie, kiedy globalizacja przyśpieszyła w wyniku upadku Muru Berlińskiego i gdy mega korporacje stanowiące organizmy ponad-państwowe objęły w zasadzie władzę nad światem, ostatnie trzy-cztery dekady antropocenu można śmiało nazywać kapitałocenem. To system, gdzie kapitał odgrywa naczelną rolę sprawczą. Właśnie jego esencja jest źródłem modelowania i niszczenia środowiska. Bo współczesna dominacja kapitału i jego zyski wpływają zasadniczo na zmianę nie tylko natury świata, ale i determinują funkcjonowanie przestrzeni społecznej. Jedynym rozwiązaniem zbliżającej się katastrofy polegać winno na położeniu kresu temu systemowi wraz z hegemonią kapitału i stworzeniu nowego porządku społecznego.
W tych debatach pomija się nie tylko rolę kapitału i jego naczelnego kanonu – maksymalizację zysku, ale ignoruje się znaczenia takich pojęć immanentnych kapitalizmowi jak imperializm, kolonializm, własność prywatna, wartość dodatkowa, alienacja itd. Kapitałocen przenosi wszystkie zagadnienia na powrót do sfery historycznie uwarunkowanych swoich priorytetów, które mogą być kwestionowane i przekształcane przez mających wolę i organizację, a przez to i władzę, by o tym decydować i wdrażać do praktyki.
Mówiąc o mega korporacjach i ich władzy, trzeba nadmienić, iż są to organizmy zlokalizowane w krajach Zachodu, dawnych imperiach kolonialnych. Tzw. globalne południe interpretuje te zjawiska jako nową formę kolonizacji i podporządkowania. Z wielu względów owi aktywiści o tym nie wspominają.
Nie wspominają także o tym, że cykliczność zmian klimatycznych jest immanencją historii nie tylko naszego gatunku, lecz całej Ziemi. W geologicznej historii człowiek przyczynił się kilkakrotnie do wytępienia wielu gatunków zwierząt (w efekcie migracji człowieka z Afryki do Eurazji i na kontynent amerykański np. między 100 000 a 40 000 lat temu determinując tym samym zmiany w ekosystemach). Taka jest obserwowana dotychczas natura naszego gatunku, stojącego na najwyższym szczeblu piramidy pokarmowej. Również w dziejach nowożytnych mieliśmy do czynienia z okresowymi, naturalnie wywołanymi, dużymi wahaniami klimatu. Np. ocieplenie w IX-XI w. pozwoliło Wikingom przebyć północny Atlantyk i zasiedlić Islandię, Grenlandię i Amerykę Północną. Z kolei tzw. „mała epoka lodowa” w XVI-XVIII w. spowodowała zamarzanie zimą Bałtyku co umożliwiło wojskom polskim pod dowództwem Stefana Czarnieckiego spokojne przejście po lodzie i zdobycie wysp duńskich w wojnie ze Szwedami. Warto to uzmysłowić, gdyż klimatyczne zagrożenie nie jest prostym, jednokierunkowo przebiegającym problemem. Także współcześnie wzmożony i mający tendencje do dalszej eskalacji wulkanizm przyczynia oraz przyczyniał się będzie jak to miało miejsce w dziejach Ziemi wielokrotnie do wzrostu gazów różnej kategorii w atmosferze. To przykłady na interdyscyplinarność i wielopoziomowość tego zagadnienia. To oczywiście nie neguje determinizmu jakie dekady trwania antropocenu, a zwłaszcza – kapitałocenu, miały w akceleracji tych zjawisk.
Pierwszym zarzutem kierowanym w stronę owych aktywistów klimatycznych wynikającym ze wspomnianego wywiadu jest to, że swoje zaangażowanie traktują często jako podstawowe źródło swoich dochodów. I to jest to argument nakazujący spojrzenie na tę formę działalności inaczej niż to przedstawia i propaguje mainstream. Samo zagadnienie aktywizmu społecznego jest dziś modne i promowane, wdzierając się natrętnie do niemal każdej dziedziny publicznego życia. Media głównego nurtu promują to jako coś na miarę sacrum współczesnej kultury, jako przymus bycia „cool” i „trendy”. Do tej pory aktywizm społeczny rozumiano jako podstawę społeczeństwa obywatelskiego i szlachetną, w wolnym od zajęć zawodowych czasie, działalność „pro publico bono”. Jako gest i poświęcenie wolnego, prywatnego, czasu, z racji godnych, uniwersalnych i humanistycznych pobudek, dla ważnych idei, spraw, zagadnień mających znaczenie społeczne.
Trzeba ludziom klarownie powiedzieć, że wdrożenie radykalnych obostrzeń, jak chcą niektórzy eko-aktywiści wiązać się musi z powszechnym zubożeniem i obniżeniem jakości życia, zwłaszcza w krajach kolektywnego Zachodu. Obywatelskość wymaga bowiem stawianie wszelkich zagadnień natury ogólno-społecznej w sposób prawdziwy i konkretny, bez emocjonalnych i marzycielskich przesłanek. Czyli popularnego „chciejstwa”.
W rzeczonym wywiadzie aktywistka bez żadnych zahamowań, ze swadą charakterystyczną dla niczym nie zmąconej pewności siebie oraz posiadanych mądrości głosi po prostu anty-reklamę niezwykle ważnej społeczno-planetarnej kwestii jaką jest ludzka aktywność. I jest to zarówno efekt strywializowania tego pojęcia przez mainstream i media jak i przewag emocji, intuicji oraz różnej formy afektów w życiu codziennym, w przestrzeni publicznej, w interpersonalnych relacjach i decyzjach nad spokojnym, racjonalnym, pogłębionym dyskursem. Nie bez znaczenia jest też powszechne utowarowienie w czasach królującego neoliberalizmu wszystkiego co jest możliwe, w sprowadzeniu każdej działalności ludzkiej do relacji rynkowych (czyli kupno-sprzedaż-zysk). Więc gdy swą działalność podsumowują tacy aktywiści, iż na życie ciężko zarabiają zbierając granty zapala się od razu „czerwone światełko” nieufności odnośnie czystości intencji
Pojęcie wolności, jednego z naczelnych elementów demokracji, tzw. społeczeństwa obywatelskiego i Oświecenia, sprowadzono współcześnie wyłącznie do swobody obrotu towarowego oraz relacji narzucanych przez rynek. I to jest „patologia, równie zgubna jak patologie tyranii, jednak o wiele trudniej dostrzegalna” (J.Madison, >THE PAPERS OF JAMES MADISON<). I na tym właśnie polega powszechność utowarowienia wszystkich dziedzin życia (materialnego i nie-materialnego). Również aktywizmu i działalności na rzecz społeczeństwa. Tym procesom, globalnym oraz totalnie przebiegającym, podlegać począł również sam człowiek. Tak traktuje go kapitał w erze neoliberalizmu, dlatego można mówić o kapitałocenie jako epoce. Po prostu ludzie, ich aktywność, a nawet myślenie zostało przez kapitał skolonizowane. „Jak napisał Marks prawa rynku są grą puszczonych samopas ludzkich artefaktów. Czymś w rodzaju ruletki. Gracz regularnie powierza swój los siłom których nie kontroluje, ale bynajmniej nie staje się od tego bardziej wolny. Z każdym, kolejnym podejściem do ruletki zwiększa się jedynie wolność właściciela kasyna” (P.Graczyk >O BOGU MŁODEGO MARKSA<).
Ten proces opisał już ponad pół wieku temu Herbert Marcuse, który zauważył, iż późny kapitalizm (dziś zwany neoliberalizmem) tworzy człowieka jednowymiarowego. Wszechwładny kapitał stworzył z tak rozumianej jak wspomniany Marks wolności przy pomocy „hiperboli totalitaryzmu” nową postać „liberalnego przymusu” we wszystkich możliwych przestrzeniach ludzkiej aktywności. Zderzamy się więc z „fałszywą świadomością” wynikającą z totalnej homogenizacji przestrzeni publicznej nastawionej wyłącznie na zyski i konsumpcję. Władający totalnie kapitał „poprzez reklamę, marketing, powszechną komercję, promocję wartości infantylnych stworzył etos kultury który odziera obywatelskość z poczucia wolności i pluralizmu” (B.R.Barber, >SKONSUMOWANI<). Prywatyzacja i branding doprowadziły, że konsumenci określonych wartości i idei stali się infantylnymi wyznawcami na miarę religijnych fanatyków . Widać to wyraźnie w aktualnych debatach publicznych, m.in. z udziałem aktywistów klimatycznych.
Jeśli działalność „pro publico bono” ma być subiektywnym darem na rzecz wspólnoty, to czy może być wyceniana wysokością grantu udzielonego przez potrzebę zysku najszerzej rozumianego kapitału ? Najczęściej za fundacjami czy filantropijnymi przedsięwzięcia stoją zakulisowo zyski możnych tego świata, dochody właścicieli kapitału oraz owych mega korporacji lobbujących gdzie i jak można na rzecz ich pomnożenia. W systemie rynkowej rywalizacji i bezwzględnej konkurencji o planetarnym zasięgu geneza przydzielania owych środków lokuje się właśnie po stronie tej grupy ludzi . Wg ostatniego raportu OXFAM 1 % super-bogaczy zgarnął od 2020 r. 2/3 nowego majątku, to jest ponad 40 bilionów dolarów. Czyli dwa razy tyle co 99 % najbiedniejszej populacji świata. Ich fortuny rosną dziennie o 2,7 miliarda dolarów. I to jest również potężny problem związany z zagrożeniami dla całej ludzkości – dramatycznie pogłębiająca się stratyfikacja społeczna. Przede wszystkim wpływa ów proces na wzmagającą się migrację z ubożejących regionów globalnego południa, dotykanych jednocześnie tragicznymi w skutkach zmianami klimatycznymi. I dlatego tych zagadnień w żaden sposób nie wolno dzielić i rozpatrywać cząstkowo.
Przykładem wycinkowego, a nie holistycznego i interdyscyplinarnego spojrzenia na nadchodzący klimatyczny Armagedon, jest to, jak Dominika Lasota oraz jej mentalni adherenci zapowiadają walkę z rozrostem sieci hipermarketów spożywczych, korporacjami i monopolizacją rynków rolno-spożywczych. Nie wspominają przy tym o efektach tych rozwiązań związanych z wprowadzaniem równolegle „Zielonego Ładu” dla europejskiego rolnictwa i o źródłach finansujących taką działalność . A za tym stoją często ośrodki związane właśnie z kapitałem sektora rolno-spożywczego. O molochach typu Black Rock czy Vanguard Group nie wspominając. To jest po prostu nieuczciwe intelektualnie i wątpliwe etycznie. W tym systemie udzielający grantów, sponsoringu czy zajmujący się filantropią zawsze czynią to w określonym, utylitarnym celu.
Czy aktywiści klimatyczni i zwolennicy radykalnie pro-ekologicznych, de-industrialnych, ortodoksyjnie pojmowanych zasad „Zielonego Ładu” i wszystkiego, co z tym się wiąże, podjęli inicjatywę, by zamiast rozkręcającej się spirali zbrojeń te środki skierować na poprawę infrastruktury w Afryce, ze strony której Europę czeka wielomilionowa imigracja ? A to właśnie jej elity i społeczeństwa europejskie tak bardzo się obawiają. Bo kryzys klimatyczny dotyka przede wszystkim ten kontynent. Wystarczy popatrzeć na ile przesunęła się w kierunku południowym w ciągu 50 lat Sahara, w jakim stopniu pustynnieniu uległy obszary zwane Sahelem, gdzie od tysięcy lat kwitła hodowla i żyła z niej spora populacja autochtonów. I jak dziś wygląda kolosalny, jeden z największych afrykańskich do niedawna zbiorników wody, jezioro Czad. Ludzie stamtąd emigrują, bo tam po prostu nie da się żyć. Brak wody, opieki zdrowotnej, kolaps edukacji. No i dramatyczny wzrost populacji. Np. Nigeria w 2040 roku zbliży się do 0,5 mld ludność, a 100 milionów osiągają już Etiopia i Egipt. Poza tym sytuacja społeczna, terroryzm, wojna wszystkich ze wszystkimi, powszechny chaos i brak stabilizacji (kłaniają się zarówno unicestwienie Libii Kaddafiego jak i wieloletnie wojskowe akcje Francji w Sahelu: operacje Barkhane i Serval) dopełniają obrazu pełnej katastrofy. Alternatywą przeznaczania przez UE i państwa członkowskie miliardów euro, trwonionych na zbrojenia i proxy-wojnę z Rosją winno się stać skierowanie tych środków na Czarny Ląd celem poprawy stosunków hydrologicznych (szeroki dostęp do wody pitnej przez ludność i hodowane zwierzęta), edukacji a także ochrony zdrowia. Ten aspekt ma też wymiar moralno-etyczny, gdyż to drapieżna eksploatacja kolonialna oraz wysysanie przez kolektywny Zachód myśli i potencjału ludzkiego z Afryki spowodowały ten stan rzeczy. I gdy Zachód dokonywał industrializacji, postępu i rozwoju tamten kontynent był celowo utrzymywany w podległości, poddawany permanentnemu ograbianiu i pozbawiania szans na rozwój. Takie decyzje, nie płoty, mury, struktury w rodzaju FRONTEX-u, mogą dać efekt zmniejszania fali imigracji. Nie słychać ze strony środowisk pro-ekologicznych o takich, wielkoskalowych rozwiązaniach.
To są kolejne argumenty, aby te zagadnienia traktować kompleksowo. Przyczyny nadchodzącego planetarnego kolapsu społecznego szczególnie widocznego w Afryce, ale także np. w Afganistanie, Iraku, Bangladeszu, Syrii, Kolumbii, Panamie bądź Salwadorze i w wielu miejscach na tzw. „globalnym południu” są równoległe z klimatycznym zagrożeniem. I świadczą o kryzysie systemowym związanym właśnie z dominacją kapitału. I dlatego musimy mówić o erze kapitałocenu.
Taka niekonsekwencja czy wybiorczość rzutują na istotę rozumienia i zbiorowy stosunek do samej istoty aktywizmu jest karykaturą zaangażowania społecznego. Zwłaszcza gdy granty zbiera się z ośrodków związanych z wielkim kapitałem, który ma zawsze swe utylitarne cele, a prezentuje się to jednocześnie jako działalność wyłącznie „pro publico bono”. Takie enuncjacje czołowych postaci tego ruchu, ich działalność praktyczna i rozbieżność czynów z głoszoną ideą, wybitnie szkodzą naturze aktywizmu jako takiego, obywatelskości oraz idei której owa działalność ma służyć. Bo aktywizm za pieniądze jest teatrem i wbrew temu co sądzi wielu adherentów takiego modelu społecznego zaangażowania rzutuje na całość opinii o tego typu układach, relacjach i zależnościach. Można wysnuć wnioski, iż jest to esencja wszelkiego, społecznego zaangażowania. Taki jest społeczny odbiór całość tego (i nie tylko) zagadnienia.
Wszystko w królującym systemie neoliberalnego kapitalizmu i szaleństwach zarabiania pieniędzy na wszystkim oraz jednoczesnego kultu takiego sposobu egzystencji zabija, plantuje i skutecznie degraduje nawet najwznioślejsze czy najszlachetniejsze pomysły, idee, założenia. Konsumpcja, pogoń za zyskiem mają w społeczeństwie złe konotacje, gdyż utożsamiane są na podstawie wieloletnich doświadczeń z nieuczciwością, zakulisowymi machinacjami czy ukrytym lobbingiem. Gdy za takimi przedsięwzięciami stoi Unia Europejska (ze swoimi wszystkimi agendami) jako struktura nie tyle niezależna i działająca w interesie zbiorowości wszystkich Europejczyków, a polityczny twór realizujący w zależności od politycznego zapotrzebowania interesy określonych lobbies, a taka jest rosnąca społeczna recepcja tych zjawisk, trudno się dziwić że gwałtownie wzbiera fala euro sceptycyzmu i towarzyszących mu politycznych zawirowań.
A co do Ostatniego Pokolenia – Wschód, celnie wyraziła się na ich temat w debacie pt. >POLITYKA KLIMATYCZNA I TRANSFORMACJA ENERGETYCZNA< dr hab. Iwona Jelonek z katedry Nauk o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego. Jej wypowiedź można streścić, że nie jest to żadne ostatnie pokolenie. Wystarczy nauka i edukacja i media, te prawdziwe, bezinteresowne, mówiące prawdę. I trzeba przestać udawanie ekologicznego przygotowania, zamiast merytorycznego. Jeśli ktoś za pomocą smartfona wrzuca w sieć autorytarne zalecenia co wszyscy mają zrobić, a za chwilę leci samolotem na kolejny szczyt klimatyczny to jest po prostu niewiarygodny. Nie mogę popierać eko-terroryzmu – powiedziała naukowiec z UŚ. Bo tak można odbierać niektóre spektakularne działania tych środowisk.
I to jest najlepsza pointa rozważań o kryzysie systemowym, holistycznie czyli zarówno klimatycznym, społecznym, kulturowym i politycznym, trawiącym dzisiejszą ludzkość. Jak kapitał skolonizował wszelkie przestrzenie naszego życia, łącznie z nauką odbierając jej oświeceniowy autorytet i rangę, niech świadczy fakt iż koncerny farmakologiczne tworzą specjalne instytutu pseudo-naukowe dla produkcji argumentów quasi-naukowych dla własnych marketingowo-dochodowych potrzeb. Zamawia się np. odpowiednio genetycznie modyfikowane myszy laboratoryjne, aby zadośćuczynić rzetelności procedur badawczych przy oczekiwanym z góry efekcie tych badan. Co oczywiście w perspektywie pomnoży ich zyski. Czy więc w klimatologii nie może być podobnie ? I to z obu stron sporu. Bo pewnie w ten proceder zaangażowane są nie mniejsze środki niż w przemyśle farmaceutycznym. To jest także funkcja powszechnej i modnej prywatyzacji, która w efekcie deniweluje prawdę, na rzecz zysków. A to już nie jest nauka, a marketing i reklama.
To z takich praktyk i pro-prywatyzacyjnej, a de facto pro-kapitałowej, narracji mainstreamu gdyż media i większość uczestników współczesnych debat na jakiekolwiek tematykę zachowuje się podobnie jak owe myszy genetycznie modyfikowane dla celów farmaceutycznego przemysłu, mamy dziś do czynienia: z post-kulturą, post-polityką, post-modernizmem, a nade wszystko z post-prawdą. I dlatego o tych problemach trzeba mówić kompleksowo, holistycznie i sięgać do najgłębszych źródeł tych patologii. A zmiana może nastąpić wyłącznie przez destrukcję generującego nasz byt systemu.