Ależ histeria ogarnęła nadwiślański mainstream w związku z lex TVN. Ileż wołań o pomoc do Ameryki wybrzmiało w ciągu ostatnich kilkudziesięciu godzin. Nic doprawdy nie podważy polskiej wiary w to, że za oceanem właśnie leży uniwersalna krynica zasad rządów „ludu przez lud dla ludu” (jak w słynnej mowie gettysburskiej określił Abraham Lincoln demokrację przedstawicielską). Naiwne to wszystko, infantylne wręcz. Jeśli nawet Amerykanie cokolwiek w tej sprawie zadziałają, to będzie wynik nie predylekcji do obrony demokracji i wolności w jakimś dalekim, egzotycznym i z punktu widzenia geopolityki mało znaczącym kraju. Chodzić będzie wyłącznie o czysty interes. Bo ograniczyć owa ustawa w proponowanej formie może amerykańskie zyski i monopolistyczną – w pewnym segmencie – pozycję, jaką sobie amerykański kapitał zyskał. Zresztą w wyniku krótkowzroczności i serwilizmu naszych polityków.
Więc może warto nie tyle mówić o wartościach, zasadach, uniwersalizmie i ideach niesionych przez Amerykę, a o globalnych interesach hegemona zza oceanu.
Interesy globalne imperium są zawsze interesami tego imperium, a zyski kapitału – podstawowym kierunkiem jego działania i patrzenia na rzeczywistość. Jeszcze prościej: kapitalistyczne państwo broni interesów swego kapitału, którego jest wytworem i emanacją.
Chcecie przykładów? Proszę bardzo.
Jacob Jeremiah (Jake) Sullivan od lat działa w strukturach Partii Demokratycznej w przedmiocie sytuacji międzynarodowej i umiejscowienia w niej interesów USA. Pracował w dyplomacji zarówno u boku Baracka Obamy, jak i Hilary Clinton. Jest profesorem Uniwersytetu Yale. Prezydent Joe Biden mianował go z początkiem tego roku głównym doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego. Jest to więc znacząca persona w polityce i strukturach Białego Domu.
5 sierpnia Sullivan odwiedził Brazylię i spotkał się z prezydentem tego kraju, skrajnie prawicowym Jairem Bolsonaro. Wielu uważało, iż bliskie stosunki łączące w niedalekiej jeszcze przeszłości Bolsonaro i Trumpa wykluczą lub przynajmniej ochłodzą znacząco relacje Waszyngtonu i Brasilii, gdy do Białego Domu wprowadzi się Demokrata. Nie ucichły jeszcze echa ostrej krytyki polityki Bolsonaro przez polityków i media Demokratów… Dodajmy, że była to zresztą krytyka zupełnie zasadna. Drastyczne przypadki łamania praw człowieka, pętanie wolności słowa opozycji, sfingowane procesy politycznych oponentów (historia Luli!), morderstwa z politycznych pobudek – to wszystko brazylijskie realia. Postawa naszych nadwiślańskich zamordystów wobec tego co w Brazylii zaprowadził Bolsonaro, jest zefirkiem i delikatnością.
To jak będzie z tym krzewieniem demokracji? Jak podają media, te nie mainstreamowe, Jake Sullivan przywiózł Bolsonaro „dobrą nowinę”, pozytywne posłanie, od Joe Bidena. Rządzący dziś w Białym Domu establishment wcale się Bolsonaro nie brzydzi. Partia Demokratyczna zapowiadała powrót USA do polityki obrony standardów demokratycznych na świecie, ale to było w kampanii wyborczej. Dziś Amerykanie proponują Bolsonaro bliski sojusz i pomoc w obliczu ponownego podnoszenia się czerwonych flag na kontynencie. Bolsonaro mówi prościej, o zarazie komunizmu. Po Argentynie, która wybrała socjaldemokratę na prezydenta, przyszła Boliwia, która odwojowała niezależność. Niedawno doszło Peru. Jest jeszcze Meksyk pod rządami Obradora, coraz mniej serwilistyczny wobec sąsiada zza Rio Grande. O Kubie, Wenezueli czy Nikaragui nawet nie trzeba wspominać.
We wspólnym komunikacie podkreślono, iż zachodzi pilna konieczność – w obliczu zagrożeń i procesów społecznych, jakie obserwuje się u sąsiadów Brazylii – zachowania i ochrony demokracji na półkuli zachodniej.
Sojusz amerykańsko-brazylijski ma być osnową tej anty-lewicowej konstrukcji. To kolejna wersja doktryny Monroe’a, funkcjonującej w różnych wymiarach od 200 lat.
O przypadkowości nie ma mowy – to druga już wizyta ważnej osobistości amerykańskiej elity w Brazylii w ostatnim czasie. W lipcu br. z Bolsonaro rozmawiał dyrektor CIA Wiliam J. Burns. Spotkał się on również z szefostwem brazylijskich służb oraz z przedstawicielami różnych rodzajów armii. Takie wizyty w przeszłości nie zapowiadały niczego dobrego dla społeczeństwa całego kontynentu.
Waszyngton proponuje Bolsonaro partnerstwo, bez żadnych warunków wstępnych. Ingerencja ekipy Bolsonaro w brazylijski system sądowniczy, bardziej brutalna niż robi to w Polsce PiS, nie przeszkadza krynicy demokracji. Nawet fałszerstwa wyborcze są do przełknięcia. Bo priorytety są inne.
Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie – taki napis widniał nad „Piekłem” wg Dantego. Naszym rodzimym demoliberałom warto o tym ciągle przypominać, bo ich iluzje i wiara w irracjonalne mrzonki już przywiodła do władzy Prawo i Sprawiedliwość. Nie była to zresztą jedyna katastrofa, do której doprowadzili.
Lepiej wyzbyć się fatamorgan i stawiać sprawy jasno i precyzyjnie: tak, PiS chce ograniczać wolność słowa, choć wypada odnotować, że podobne rozwiązania dot. udziału obcego kapitału w mediach funkcjonują w wielu krajach Zachodu. Są wszelkie podstawy podejrzewać, że nowe prawo zostanie użyte do sekowania niewygodnych dziennikarzy. Lewica winna tylko pytać głośno i wyraźnie, czy po odsunięciu zwolenników autorytaryzmu od władzy to samo prawo nie zostanie skierowane przeciwko mediom lewicowym, niemainstreamowym, niezapatrzonym w Amerykę. Bo obawy w tym kierunku można mieć dość podstawowe.