W polskich mediach można dziś znaleźć informacje na temat pochodu Alternatywy dla Niemiec (AfD) w Berlinie. Antyimigracyjna partia ma u nas swoich zwolenników. Są zainteresowani, bo AfD „ma słuszne (rasistowskie) idee”. Ciekawe, że trudniej znaleźć coś o amerykańskich pomysłach antyimigracyjnych, jeśli pominąć słynny już „Mur Trumpa” na meksykańskiej granicy.
Gdyby więc kogoś to ominęło, warto zwrócić uwagę na amerykański „wzór demokracji i praw człowieka” w działaniu: administracja USA oddziela teraz siłą rodziców od dzieci, jeśli takie rodziny nielegalnie przekroczyły granicę z Meksykiem. To ma być sposób na zniechęcenie Latynosów do emigracji. John Kelly, szef gabinetu Białego Domu, kilka dni temu ze wzorowym uśmiechem bronił tej praktyki jako „skutecznej”.
Kiedyś rodziny złapane na granicy były kierowane do ośrodków dla nielegalnych imigrantów, gdzie mogły ubiegać się o azyl i czekać na rozstrzygnięcie swojej sprawy. Teraz rodzice idą do więzienia, bo przekroczenie granicy bez wizy stało się ciężkim przestępstwem, a dzieci do sierocińców, często nawet w innych miastach. I nie chodzi tylko o nastolatków, oddzielne od rodziców są wszystkie dzieci zdolne do samodzielnego poruszania się, nawet półtoraroczne. Nie warto pisać jak wyglądają sceny separacji, można to sobie wyobrazić.
W Berlinie mobilizacja przeciwników AfD była prawdziwie obywatelska, czynna. Pochód nacjonalistów, który zapowiadano na co najmniej 10 tys. osób, zgromadził jedną czwartą tej liczby. Przeciwnicy byli kilkakrotnie liczniejsi, zablokowali most, zmusili marsz AfD do zmiany trasy. Szefowie Alternatywy tłumaczą, że słaba frekwencja nie była jedynie skutkiem szeroko zapowiadanego sprzeciwu berlińczyków, ale i „represji” i „ostracyzmu”, które miały czekać uczestników pochodu w ich otoczeniu i w pracy. Czyli w Niemczech istnieje silny opór społeczny przeciw ideom AfD.
A w Ameryce? Owszem, są stowarzyszenia społeczne, które widzą rozgrywający się dramat i podnoszą alarm. „To, co się tu dzieje nie ma precedensu. Tutaj, w Arizonie było już ponad 200 przypadków rozdzielenia dzieci od rodziców. Niektóre są bardzo małe, regularnie widzimy dwuletnie. W ubiegłym tygodniu było dziecko 53-tygodniowe pozbawione rodziców…” – mówiła w telewizji MSNBC Laura St. John z organizacji The Florence Project. Amerykański Związek Wolności Obywatelskich (ACLU) podjął procedurę sądową przeciw rządowi podejrzewając, że gwałci on konstytucję, ale szanse na powstrzymanie ludzi Trumpa są niewielkie. To, co się rzuca w oczy, to brak szerszego społecznego protestu przeciw jawnie nazistowskim praktykom.
We Włoszech do rządowej koalicji dostała się partia, która bardzo chwaliła „izraelskie rozwiązanie” (pomysł wyrzucenia z Izraela wszystkich imigrantów, którzy nie wyznają religii żydowskiej), pewnie i przykład amerykański znajdzie swych europejskich promotorów. W końcu chodzi o kraje-wzory, pod ochroną mediów głównego nurtu. W Niemczech AfD sondażowo depcze już po piętach socjaldemokratom. Gdy lewicowa deputowana Renate Künast zamieściła w internecie wideo zachęcające do protestu przeciw manifestacji Alternatywy, spadł na nią internetowy potop nienawistnych komentarzy z groźbami gwałtu włącznie. Bo stołeczny, berliński opór to nie wszystko. Nastroje są takie, że AfD któregoś dnia może przejąć władzę, choć wydaje się to nieprawdopodobne. Po co mówić o neoliberalizmie, który wyżywa się na najmniej uposażonych, skoro można wyżywać się na imigrantach, jako zagrożeniu dla dobrobytu?
ACLU w marcu osiągnął sądowy sukces: udało się na nowo połączyć matkę, która poprosiła o azyl, z 7-letnią córką, po 4 miesiącach separacji. To kropla w morzu rozpaczy. A przecież „pomysłowe”, antyimigracyjne rozwiązania, które zyskują sobie poparcie tu i tam, mogą kiedyś dotknąć nie tylko imigrantów: przecież to kwestia moralnego przyzwyczajenia. Może kiedyś zaakceptujemy wszelką podłość, jeśli się nas tego nauczy, od kiedy zaczniemy chodzić?