Robertowi Biedroniowi stuknęło właśnie pół roku na stanowisku prezydenta Słupska. Zaraz po wyborach mniej lub bardziej życzliwi komentatorzy przepowiadali mu ciężką przeprawę. Mówili o stanie miejskich finansów, zrujnowanych po trzech kadencjach rządów poprzednika. Zwracali uwagę na piętrzące się układy i układziki, na których szalupa samorządowca debiutanta miała rozbić się niechybnie. Przede wszystkim jednak wieszczono, że pierwszy polski polityk-gej zostanie pożarty żywcem przez watahy lokalnych homofobów.

W ostatnich dniach rozmawiałem w Słupsku z kilkudziesięcioma osobami: pracownikami spółek miejskich, związkowcami, radnymi i zwykłymi mieszkańcami. Słupszczanie i Słupszczanki mają różne zdanie na temat swojego prezydenta. Jedni chwalą za przykładny ascetyzm: próbę rozbicia lokalnych układów, czystki w spółkach miejskich i cięcia urzędniczych pensji. Inni wytykają przedkładanie działań autopromocyjnych nad dbałość o sprawy lokalne. Niektórzy nie mogą wybaczyć, że nie oddał należnych honorów Papieżowi Polakowi w rocznicę jego zgonu. Chciałoby się powiedzieć – normalna sprawa – każdy włodarz ma swoich zwolenników i przeciwników. No dobrze, a gdzie ta krucjata przeciwko homoseksualizmowi? Nigdzie. Rzeczywistość pokazała, że snujący kasandryczne wizje pomylili się znacznie i znacząco. Nikt nie spogląda na bilans tej prezydentury przez zaciemnione szkiełko uprzedzeń. Podczas tych dwóch dni w Słupsku usłyszałem tylko jedną homofobiczną wypowiedź. Mój rozmówca od razu jednak zaznaczył, że właściwie to prywatne życie prezydenta niewiele go obchodzi. Pozostałe krytyczne uwagi dotyczyły pracy Roberta Biedronia.

Biedroń jest w Słupsku raczej lubiany. Mieszkańcy często podkreślają, że imponuje im dobra prezencja, profesjonalizm i sznyt medialny prezydenta. Na tle swojego poprzednika sprawia wrażenie polityka otwartego i pozbawionego maniery wyższości, często spotykanej wśród kacyków polskiego samorządu. Podobno podczas bożonarodzeniowego jarmarku został otoczony przez handlarki z okolicznych miejscowości, które nie mogły się nacieszyć młodym prezydentem – nowym znakiem rozpoznawczym Słupska, najważniejszą marką regionalną, obok koszykarskiego zespołu Czarnych.

Przykład Biedronia w Słupsku pokazuje, że zachowania homofobiczne mają swoją podstawę w lęku przed nieznanym. Kiedy gej zostaje prezydentem, okazuje się, że mityczny wróg rodziny i polskości jest zwyczajnym facetem i politykiem, którego można rozliczać za polityczne zasługi i błędy. Im więcej ujawnionych osób LGBT na publicznych stanowiskach, tym większy stopień akceptacji społecznej dla różności. Robert Biedroń zapisał w tej dziedzinie niezwykle ważną kartę.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Ruski stanął okoniem

Gdy się polski inteligencik zeźli, to musi sobie porugać kacapa. Ale czasem nawet to mu ni…