Nie raz już przyznawałem się publicznie do różnych słabości, uczynię to po raz kolejny. Jedną z nich jest zaciekawienie antyintelektualną szurią eksponowaną, tak w sieci jak i w realu, przez różnych prawicowych guru. Zwłaszcza takich z tendencją do rozgadywania się. Jak bowiem głosi polska mądrość ludowa – z obfitości serca usta mówią. I gdy taki jeden z drugim złapie flow i puści się poręczy, to mu się czasem nawet język na tyle rozwiąże, że i trochę prawdy mu się uleje.
Jednym z takich kompulsywnych pleciug jest niejaki Stanisław Michalkiewicz. Zrobiło się o nim niedawno stosunkowo głośno również poza bańką jego wielbicieli; zresztą wcale pojemną. To taki specyficzny zbiór wspólny antysemickich polonusów, nastolatków płci męskiej uzależnionych od YouTube’a , korwinoidalnej studenterii, której Krul już się opatrzył i wielkiego zaprzęgu nienawistnych, antykomunistycznych dziadów. „Pan Stanisław”, jak piszą o nim zawsze jego fani, ciągle pisze i wydaje książki o tym, jak komunizm pożera ludzkość, nagrywa autorskie audycje lub gości u tego czy innego Marcina Roli, pisze felietony i niestrudzenie jeździ po Polsce i świecie snując swoje opowieści o tym jak mu się widzi rzeczywistość. Od Pcimia po Toronto za nim podążają równie niestrudzeni operatorzy i dźwiękowcy i wszystko nagrywają oraz posyłają w formie klipów wideo w internet.
Tematyka jest zasadniczo bardzo monotonna – PRL, WSI, marksizm kulturowy, 447, „żydowska gazeta dla Polaków”, Kiszczak, Dukaczewski i takie tam. Zasadniczo ten sam zestaw co u Brauna, Sumlińskiego i ich uczniów i naśladowców. Czasem dojdzie jakiś nowy obiekt nienawiści na który można sobie popluć i wtedy pejzaż robi się na chwilę bardziej różnorodny, ale zasadniczy dyskurs zawsze jest ten sam – spiskowo-nagonkowy. No, ale jeśli komuś się podoba, to proszę bardzo – niech gada. Tym bardziej, że jak już tak się rozpędzi, to czasem zza zasłony anegdot i żartów, z których sam się śmieje wyjrzy jednak jakaś substancja. Jest ona „paskudna i przylepna wrednie” jak śpiewał Mistrz Młynarski w songu Diatryba.
Szambo wybiło kilka tygodni temu, gdy komornik sądowy zajął konta bankowe „słynnego publicysty” za naruszenie dóbr osobistych ofiary wielokrotnego gwałtu dokonanego przez katolickiego zakonnika. Jej roszczenie odszkodowawcze skomentował słowami „nawet najbardziej luksusowe kurwy nie są tak wynagradzane”, a potem ujawnił imię i nazwisko skrzywdzonej kobiety. Cała ta sytuacja jest oczywiście moralnie odrażająca. Niemniej, przy takich okazjach opadają maski prawicy – dowiadujemy się co naprawdę myślą jej „intelektualni” przywódcy.
Od jakiegoś czasu „Pan Stanisław”, nie chcąc odstawać od międzynarodowych świrskich trendów na tapetę chętnie bierze Gretę Thunberg – arystokratyczną eko-aktywistkę. Tak jak do obłędu zachwycają się nią socjaldemokraci i liberałowie, tak do szpiku nienawidzą jej prawicowcy. Michalkiewicz, jako specjalista od niemal wszystkiego, należy oczywiście do grona tych drugich. Nie ma – nomen omen – zielonego pojęcia o tej materii, ale przaśnie pogadać nie zaszkodzi przecież na żaden temat, tym bardziej, że pomyleńcy z USA (bo to jakoś zawsze stamtąd wlewa się najbardziej toksyczny jad) zadali metrum, to „Pan Stanisław” może sobie tu – jak często mawia – „zrobić konkietę”.
Obśmiewał więc i szydził, wymyślał słówka typu „klimaterium” i wskazywał kto je przechodzi, Grecie Thunberg zarzucał hormonalną nierównowagę itp. Znów się jednak ślicznie wykoprytnął w jednym ze swoich ostatnich komentarzy. Swoją szczerością i wygłoszonym bez zażenowania kilkusłownym manifestem politycznego i moralnego zła błysnął przez chwilę niczym Przemysław Szubartowicz na Twitterze. W czasie krótszym niż pół minuty, pomiędzy kupą bredni na temat aktywistów klimatycznych sformułował wyczerpujący opis cywilizacji, której prawica chce za wszelką cenę bronić przez zakusami międzynarodowego lewactwa; choć „Pan Stanisław” woli określenie „żydokomuna”.
14 grudnia Michalkiewicz postanowił dosadzić się ponownie do Grety Thunberg oraz do Olgi Tokarczuk. Zaczął jednak od tej pierwszej oraz od tekstu, który określił mianem „manifestu”, choć był to po prostu artykuł na portalu Project Syndicate, w którym ona, wraz z dwiema koleżankami, napisały, że kwestia zmian klimatu wymaga „likwidacji systemów opresji”. Autorki jako najważniejsze trzy takie kieraty określiły patriarchat, rasizm i kolonializm. Stwierdziły także, że systemy te trzeba zniszczyć.
Michalkiewicz odczytał fragment tego „manifestu” w polskim tłumaczeniu po czym westchnął, uśmiechnął się z politowaniem i powiedział co następuje: „no, proszę państwa, patriarchalizm rozmontować, kolonializm rozmontować, rasizm rozmontować… No, krótko mówiąc – rozmontować fundamenty cywilizacji”.
Czy ktoś jeszcze ma jakieś pytania lub wątpliwości? Czy ktoś jeszcze nie rozumie istoty dążeń prawicy? Czy ktoś dalej wierzy, że chodzi o „wolność” czy o jakieś inne „wartości”?
Patriarchat, kolonializm, rasizm – o take cywilizację zawsze walczyłem! Kto wie? Może i kiedyś „Pan Stanisław” tak zakrzyknie? Choć tego klasyka on akurat nie lubi.