Od września w ramówce telewizji Polsat pojawi się nowy program: „Supermodelka Plus Size” – polski odpowiednik niemieckiego formatu „Curvy Supermodel”. Ma być jednocześnie odpowiedzią na TVN-owski, osławiony Tap Madl, tylko w wersji „rozmiar 42 i powyżej”. To wspaniale, że kobiety w tym „formacie” dostaną w Polsce przestrzeń medialną. To może być przyczynek do rewolucji w świecie mody, gdzie nadal triumfy święcą wychudzone kobiece sylwetki w stylu koszykarek, a 90 procent dziewczyn czuje presję zrzucania nadprogramowych kilogramów, nawet jeśli te są wyimaginowane.
Mam jednak masę wątpliwości i liczę na to, że program rozwieje je in plus. Z TVN-owskiego programu zostało mi wrażenie ogromnego niesmaku. Pamiętam momenty, w których uczestników łamano psychicznie i na siłę wciskano w konwencje i zadania, na które absolutnie nie mieli ochoty (np. naga sesja), pamiętam wrażenie niezdrowej rywalizacji i ogólnego uprzedmiotowienia, a także klasyczne połajanki od jury, bez festiwalu których żadne polskie reality show nie ma już dziś racji bytu. Wiemy już, że uczestniczki Polsatowskiego programu też wystąpią w nagiej sesji – wideo krąży po internecie od dwóch dni. Mam pewne wątpliwości, czy aby na pewno, jak podają portale reklamujące program „nieodłączną częścią modelingu, niezależnie od rozmiaru, jest fascynacja ciałem, a co za tym idzie – nagie sesje. Nagość zawsze jest obecna w sesjach o tematyce fashion. Dziewczyny będą musiały zmierzyć się z tym wyzwaniem”. To niestety nie brzmi zachęcająco, bo życzyłabym sobie, aby propozycja Polsatu nie była wyłącznie zmianą rozmiaru prezentowanych ciał, ale pokazała pracę z modelkami opartą na autentycznym szacunku, bez szczucia, zawstydzania i wywierania presji – inny modeling, który „jest możliwy”.
Moje obawy – a bardzo chciałabym się mylić – osadzają się na wrażeniach z innych programów rozrywkowych, deklarujących mierzenie się z palącymi społecznymi problemami. Takim programem miał być „Rolnik szuka żony” czy bliźniaczy mu, polsatowski właśnie, „Chłopaki do wzięcia”. Z polskiej wsi kobiety masowo wyjeżdżają, zostaje nadreprezentacja mężczyzn. Wieś miała zostać tam „oddemonizowana” – wyszedł zaś festiwal wyszydzania uczestników. Podobnie jest z „Projektem Lady”. Chciałabym wierzyć, że supermodelki w większych rozmiarach nie staną się dla producentów telewizyjnych jedynie tresowanymi małpkami, nad którymi stoi treser z tym samym batem w ręku, którym razy dostawały w pokrewnych stacjach TV inne zwierzątka medialne.
Nie za bardzo podoba mi się również trend, który obserwuję w mediach, gdzie prezentowane są dziewczyny plus size, polegający na terrorze rozseksualizowania. Jeśli „większa” to obowiązkowo ubrana w szpile lub 15-centymetrowe koturny, w gorsecie albo innym wyzywającym ciuchu (zadziałało swoiste odwrócenie pojęć – jeśli odmawia założenia takiego stroju, to musi znaczyć, że „nie akceptuje siebie w pełni i musi nad tym popracować”. To absurd). Mam nadzieję, że Polsat tym obawom również wyjdzie naprzeciw i doceni dziewczyny, które w tych silnie promowanych wulgarnych stylizacjach po prostu źle się czują i wolą bojówki w połączeniu z T-shirtem.
Mój stosunek do modelingu jako takiego jest w ogóle bardzo specyficzny. Nie rozumiem, czemu musi być to zawsze zabawa dla ludzi przykrojonych do wybranego formatu. Czy to 36 czy 46, prezentowanie ubrań i stylizacji zarezerwowane jest dla określonej grupy legitymującej się wzrostem X, obwodem bioder Y i rozmiarem piersi czy tyłka Z – a tak być przecież nie musi. Skoro porzucamy myślenie w kategoriach „jednego wybranego kanonu”, to porzućmy je całkowicie. Zmiana kanonu z 36 na 46 jest oczywiście wartością, bo jest otwarciem się na nowe, zwłaszcza w sterroryzowanej przez „wieszaki” Rubik czy Krupę Polsce. Jednak mi osobiście marzy się „multimodeling” dla wszystkich, polegający na całkowitej zmianie kryteriów wyboru przez agencje i porzucenie widełek wzrostu i obwodu jako anachronicznych.
I choć bliższe jest mi to, co zrobili Amerykanie, którzy w swojej edycji „Top Model” pokazali po prostu ludzi różnych rozmiarów, bez tworzenia osobnego programu dla plus size (czy tylko ja widzę tu podświadome przesłanie pt. „GRUBASY TEŻ mogą się pokazać?”), czekam z ciekawością na to, co zaoferuje program Polsatu i czy nie spieprzy swojej wielkiej szansy na uczynienie wybiegów przyjaźniejszymi dla biuściastych, dupiastych, przysadzistych, które odczuwały to do tej pory jako życiową porażkę.