Gdy w 2012 r. wydałem książkę „Ojciec nieświęty”, poświęconą mrocznym wymiarom pontyfikatu Jana Pawła, spotkała się ona z wrogim przyjęciem nie tylko mediów prawicowych, ale też liberalnych. Zarzucano mi złą wolę i uprzedzenia wobec polskiego papieża. W recenzjach i polemikach przedstawiano mnie jako antyklerykalnego radykała, który obraża narodowy autorytet.
Trudno mi było pojąć taki ton komentarzy, ponieważ tezy zawarte w książce były wyważone i dobrze udokumentowane. Wraz z moimi rozmówcami wskazywałem na systemowe ukrywanie pedofilii za pontyfikatu polskiego papieża, osobiste wsparcie przez Jana Pawła II dla wielu okrutnych przestępców takich jak Maciel Degollado, współpraca papieża z oszustami finansowymi takimi jak biskup Paul Marcinkus, błogosławieństwo przez papieża krwawych dyktatorów takich jak Augusto Pinochet, zwalczanie teologii wyzwolenia, wspieranie ultraprawicowych radykałów z Opus Dei, którzy przez wiele lat tworzyli faszystowskie rządy generała Franco czy barbarzyńskie podejście do praw kobiet. Wszystkie te wątki były omijane, lekceważone, spychane na margines dyskusji. Wojtyła autorytetem był i basta.
Wielu komentatorów uważa, że sytuacja w ostatnich latach się znacznie zmieniła. W mediach opiniotwórczych przedstawiono wyniki wielu śledztw, które wykazały ukrywanie pedofilii przez najwyższych urzędników kościelnych. Odsłonięto strukturalne mechanizmy ochrony przestępców w sutannach. Wyszło na jaw, że Kościół katolicki przez wiele lat nie współpracował ze świeckimi organami ścigania, a wręcz utrudniał prowadzenie śledztw dotyczących duchownych. Krytyka kleru przestała być domeną wąskiego grona antyklerykałów, a stała się elementem codziennego przekazu TVN24 czy Gazety Wyborczej, zaś film „Tylko nie mów nikomu” braci Sekielskich miał blisko 24 mln odsłon na YouTube.
Po kolejnej fali skandali pedofilskich z udziałem najwyższych hierarchów polskiego episkopatu runął mit wielkości kardynała Stanisława Dziwisza. Niedawny materiał w TVN24 odsłonił brutalną prawdę o Dziwiszu jako cynicznym przestępcy, który ukrywał pedofilów i na dodatek czerpał z tego profity finansowe. Wydaje się więc, że coś pękło i w Polsce rozpoczęły się procesy laicyzacji podobne do tych, które w ostatnich latach nastąpiły w Irlandii.
Niestety do Irlandii trochę nam jeszcze brakuje. Z danych CBOS wynika, że choć zaufanie Polaków do Kościoła katolickiego spadło, to wciąż jest dosyć wysokie. We wrześniu 2020 r. 49 proc. dobrze oceniało Kościół katolicki, a tylko 41 proc. źle. Chociaż więc zostały odsłonięte strukturalne mechanizmy ukrywania pedofilii przez kler, wciąż Kościół jako instytucja jest postrzegany relatywnie pozytywnie.
Jeszcze bardziej szokują oceny pontyfikatu Jana Pawła II. Warto zwrócić uwagę, że większość afer pedofilskich odsłanianych przez media w ostatnich latach dotyczą właśnie okresu, gdy Watykanem rządził polski papież. To on był strażnikiem ukrywającym pedofilię, to za jego czasów Watykan był schronieniem dla gwałcicieli dzieci i oszustów finansowych – schronieniem nie tylko jako miejsce, ale przede wszystkim pod względem ochrony instytucjonalnej. Dzisiaj wiadomo, że to Jan Paweł II ponosił bezpośrednią odpowiedzialność za bezkarność gwałcicieli w sutannach, że wiedział o przestępczych działaniach księży i świadomie ich krył. Mimo to w większości polskich mediów dominuje narracja godna czasów stalinowskich, zgodnie z którą dobry wódz dba o swoich poddanych, ale niekiedy jego źli doradcy spiskują za jego plecami, dopuszczając się podłych czynów. Nic nie potwierdza takiej teorii i mnóstwo faktów obciąża Karola Wojtyłę za systemowe ukrywanie przestępców. Mimo to nawet liberalne media wciąż zahipnotyzowane powtarzają, że wielki Polak nie wiedział, co się dzieje wokół niego.
Bezmyślność i autorytaryzm większości dziennikarzy jest ważnym problemem demokratycznego państwa, bo pokazuje, że media nie wypełniają swojej podstawowej misji, jaką jest patrzenie władzy na ręce – władzy politycznej, ekonomicznej czy kościelnej. Ale jest też inny, znacznie poważniejszy problem związany z kondycją moralną polskiego społeczeństwa. Otóż zgodnie z niedawnym sondażem Rzeczpospolitej 51 proc.Polaków uważa, że Jan Paweł II nie podjął wystarczających działań, aby przeciwdziałać seksualnym nadużyciom duchownych, a 40 proc. deklaruje, że w ich przekonaniu polski papież wiedział o molestowaniu dzieci przez księży. A zatem odsetek osób, które wiedzą o odrażających czynach Karola Wojtyły, jest stosunkowo dużo. Niestety niewiele z tej wiedzy wynika.
Z tego samego sondażu dowiadujemy się, że 83 proc. Polaków dobrze ocenia pontyfikat Jana Pawła II, a przeciwnego zdania jest tylko 6 proc. badanych. A zatem większość osób, które wiedzą, że Wojtyła ukrywał księży pedofilów, ocenie go pozytywnie! Innymi słowy, gdy wielki wódz ukrywa gwałcenie dzieci, bierzemy w nawias wszelkie obiekcje i niezmienne oddajemy mu hołd!
Trwające protesty przeciwko barbarzyńskiemu prawu aborcyjnemu osłabiły autorytet Kościoła. Ale niestety nadal kult autorytetu jest dla części społeczeństwa ważniejszy niż elementarna ludzka wrażliwość. Wielu Polaków i Polek wciąż bardziej solidaryzuje się z obrońcą pedofilów niż ze zgwałconymi dziećmi.
Wciąż nie wiadomo, co musiałoby się stać i jaka wiedza musiałaby wyjść na jaw, aby społeczeństwo odwróciło się od swojego guru.