Andrzej Duda sprawiał wrażenie, że nie jest pewien, czy podpisać. Ostateczne jednak zrobił to, co zwykle. Ustawa „apteka dla aptekarza” wchodzi w życie.
Pomysłodawcy ustawy posługiwali się ulubionym argumentem o obronie małych, rodzinnych biznesów, którym w ich ocenie zagrażały sieci aptek. Puścili natomiast mimo uszu pytania, co np. z sytuacją, gdy po śmierci aptekarza żaden z jego spadkobierców nie będzie miał wykształcenia dającego prawo do odziedziczenia i prowadzenia interesu. Nie interesowała ich również kwestia, czy przy wprowadzonych ograniczeniach nie dojdzie do lokalnych zmów cenowych i ograniczenia dostępności leków. Treść ustawy budziła kontrowersje także w rządzącym obozie. Nie podobała się Mateuszowi Morawieckiemu, atakował ją bezkrytyczny miłośnik wolnego rynku Jarosław Gowin. A i sam Andrzej Duda, zdawało się, długo miał wątpliwości.
Skończyło się jednak tak, jak z ustawą o „deformie” oświaty – Duda wysyłał sygnał, że się waha, komentatorzy zaczynali mieć nadzieję, że prezydent chce w końcu stać się w miarę samodzielny, a na koniec prezydent podpisał. Według nieoficjalnych doniesień stało się to po ożywionej dyskusji w Kancelarii Prezydenta.