Komitet Obrony Demokracji, prowadzony jak zawsze przez Mateusza Kijowskiego, Ryszarda Petru i Grzegorza Schetynę, tak naprawdę chce w sposób zbrojny zdobyć Sejm. Armia, którą do tego wykorzysta, składa się z trzech podstawowych trzonów – to dziennikarze, „resortowe dzieci”, wściekli odebraniem emerytur esbecy oraz lewicowa organizacja Antifa. Dzięki tym trzem grupom Sejm zostanie opanowany przez kodomitów, którzy następnie zaczną palić na dziedzińcu opony i w ten sposób doprowadzą do obalenia demokratycznie wybranej władzy Prawa i Sprawiedliwości.

Powyższy akapit to nie zapis koszmarnego snu prawicowego publicysty, złożonego gorączką; to nie satyra na trzeźwe tychże prawicowych publicystów zapiski. To streszczenie artykułu, który naprawdę ukazał się na portalu wpolityce.pl, co więcej – jest to oficjalna wersja planów przeciwników rządu, przedstawiana w mediach przez pisowskich polityków. Jest jasne, że jeszcze rok temu budziłaby przede wszystkim zdrowy śmiech (we mnie, muszę powiedzieć, mimo wszystko trochę dalej go budzi). Dzisiaj świat stanął na głowie na tyle, że żaden komunikat nie jest już traktowany jako odjazd, wszystkie stają się poważną polityczną deklaracją – niezależnie od tego, czy ktoś porównuje Beatę Szydło do Wojciecha Jaruzelskiego, czy też obawia się szturmu na budynek na Wiejskiej armii uzbrojonych w kule, pigułki na nadciśnienie i torbokółki esbeckich emerytów, którzy „przepędzą straż marszałkowską”.

Przy czym mam wrażenie, że strona pisowska jest przy tym mimo wszystko bardziej cyniczna, że znacznie bardziej celuje w wywołanie określonych emocji niż faktycznie je odczuwa, co świetnie pokazuje odwołanie do mrocznej „organizacji lewicowej o nazwie Antifa”. Na temat antyfaszystów zawsze można było kłamać dowolnie – od 2011 roku z pełną świadomością, że opowiada się nieprawdę, rysowano groźny obraz organizacji równie (albo bardziej) groźnej niż środowiska nacjonalistyczne, pacyfikując w ten sposób jakikolwiek sprzeciw wobec wzrostu znaczenia faszyzmu i nacjonalizmu. Anarchiści z Przychodni mogli sprowokować uczestników Marszu Niepodległości, rzucając w nich butelkami z odległości kilkuset metrów, a niemieccy antyfaszyści bić się z nacjonalistami kilka godzin po tym, jak zostali aresztowani – wszystko było możliwe, a panom z prawicowej prasy powieka nie drgnęła przy najbardziej nieprawdopodobnych opowieściach. Do tej pory jednak, nawet jeśli rzeczywistość trzeba było trochę nagiąć, operowano chociaż na pierwotnej liście aktorów. Niestety desperate times call for desperate measures i Antifę znowu trzeba wyjąć z kapelusza, nawet jeśli pasuje do sprawy jak przysłowiowa gumka na kalafior. Nadaje się do tej historii zbyt dobrze, żeby się tym przejmować – z jednej strony budzi starannie budowany latami lęk, z drugiej nie ma żadnych oficjalnych przedstawicieli, którzy mogliby kazać się komuś puknąć w głowę.

Tak czy siak – obiecuję, że jeśli w Sejmie zapłonie ognisko z opon i prawicowych lęków, chętnie zagrzeję sobie w nim ręce. Grudzień zimny, a dużo trzeba biegać po ulicach ostatnio.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. rewersem „neoliberalizmu” w Polsce „okraszonym” neokonserwatyzmem nie okazał się demokratyczny socjalizm, samorządna rzeczpospolita Jacka Kuronia, tylko „jaskiniowy” nacjonalizm podszyty przerażającymi kompleksami…..i co myszki może z tego wyniknąć?….

  2. No i Moskwa, Moskwa za tym stoi – dowodził dziś w TVP dezInfo poseł Dworczyk. Jak można było zapomnieć o Moskwie!

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…