Wyszły na ulice swojego miasta, kiedy pseudotrybunał ogłosił wyrok na kobiety. Teraz znalazły się na celowniku śledczych. Prokuratura coraz częściej próbuje znaleźć sposób na ukaranie uczestniczek protestów w małych miastach. Najnowszym tego przykładem jest Oleśnica.
Oleśnica to 37-tysięczne miasto na Dolnym Śląsku. W takich miejscach rzadko odbywają się protesty, a masowych demonstracji nie zanotowano od dawna. Aż do jesieni 2020 roku, kiedy nieludzki werdykt pisowskiego trybunału wyprowadził kobiety na ulice. W Oleśnicy protestowało od 1 do 2 tysięcy osób. Hasła były zdecydowane i precyzyjnie wymierzone w główne ośrodki opresji – rząd i kościół. Na ogrodzeniu otaczającym jedną z siedzib duchowieństwa pojawił się napis „Hańba”.
Wśród osób, które aktywnie brały udział w protestach były Rienka Kasperowicz i Laura Kwoczała. Pierwsza jest działaczką Lewicy Razem, druga – Ostrej Zieleni, młodzieżówki Zielonych. W rozmowie z Portalem Strajk aktywistki opowiedziały, że stały się celem ataków miejscowych pisowców i sympatyzujących z nimi mediów lokalnych. Jak przyznają – były atakowane, bo nie okazywały strachu. „Skoro chcecie, żeby Strajk Kobiet trzymał się z dala od kościołów, to wy trzymajcie się z dala od nas!” – mówiła Kasperowicz do miejscowego księdza.
Do akcji wkroczyła też policja.
– Nasze protesty odbyły się cyklicznie, pierwszy miał miejsce 24 października, ostatni miał się odbyć 6 listopada, ale zmuszone byłyśmy go odwołać. Policja się z nami skontaktowała, powiedziała, że wcześniej nas ochraniała, teraz już nie może, bo takie rozkazy z góry i będą zmuszeni użyć przymusu bezpośredniego – mówi Portalowi Strajk Kasperowicz.
Następnie cztery działaczki dostały wezwania do prokuratury. Przed obliczem śledczych mają się stawić 7 grudnia.
Zdaniem Kasperowicz wezwania do stawiennictwa to próba zastraszania. – Najpierw był festiwal szczucia przez jeden portal lokalny, gdzie czytałyśmy o sobie okropne rzeczy, które pisali komentujący, a administratorzy strony w żaden sposób nie próbowali redagować ścieku hejtu, który się na nas wylał. Później był donos do prokuratury, a teraz wezwania. Prokuratorzy celują w małe miasta, bo wiedzą, że kobiet w takich ośrodkach obecne protesty to pierwsza styczność z jakimkolwiek aktywizmem – mówi działaczka. – Chcą, aby kobiety zwyczajnie bały walczyć o swoje. Ja się nie poddaje, wiem, że masa rzeczy jest jeszcze do zrobienia.
Laura Kwoczała z kolei podkreśla, że sytuacja, w jakiej się znalazły oleśnickie działaczki to dowód na hipokryzję władzy. – Żadne niekonstytucyjne rozporządzenie nie może zakazać walki o nasze prawa. COVID pojawia się i znika, gdy jest potrzebny – podczas wyborów nie był groźny, podczas wakacji także, ale gdy Polki i Polacy wychodzą na ulice, atakuje podwójnie, zaś protestujące są represjonowane przez upolitycznioną policję. Tak właśnie wygląda serce Europy w XXI wieku – mówi uczestniczka protestów.