„Jestem fanem państwa dobrobytu. I właśnie dlatego jestem za religią w publicznych szkołach” – oznajmił na Twitterze Rafał Woś. I wygląda na to, że nikt mu konta nie zhackował. Woś to najlepszy lewicowy dziennikarz ekonomiczny. Facet, który na śniadanie połyka największych tuzów neoliberalnej propagandy, a wolnorynkowe dogmaty obala z niedostępną nikomu w tym kraju erudycją i swadą. Warto więc dowiedzieć się, co dokładnie miał na myśli.
Wosia nie obchodzi Kościół rzymskokatolocki. Pisze o nim „papierowy tygrys”, powątpiewa w realność jego siły i pokpiwa z lewaków, którzy przypisują mu omnipotentne moce. Jego zdaniem religia powinna być obecna w szkołach, bo polskie społeczeństwo potrzebuje jej do zadowolenia z życia. „Drodzy oburzeni. Pomyślcie chwilę. Religia daje szczęście milionom ludzi. Podobnie jak seks, muzyka czy używki. A celem istnienia państwa dobrobytu jest maksymalizacja szczęścia obywateli. W imię jakich racji chcecie więc ludziom odbierać religię. Bo wiecie lepiej? A niby skąd?”. W sukurs Wosiowi przychodzi więc nie tylko koncepcja welfare state, ale również sam Karol Marks. „”Religia jest duszą bezdusznych stosunków” – Woś cytuje fragment „Przyczynku do krytyki heglowskiej filozofii prawa”, aby udowodnić, że lud potrzebuje religii, nawet jeśli jest to tylko środek przeciwbólowy.
Woś wskazuje, że akceptowany na lewicy antyklerykalizm zniechęca zwykłego człowieka do jej postulatów. I oczywiście ma rację, bo antyklerykalizm rozumiany jako skłonność do przypisywania danej grupie negatywnych cech (skłonności pedofilskie, otyłość) jest patologicznym uprzedzeniem. Sęk w tym, że postulat świeckiej szkoły z antyklerykalizmem nie ma nic wspólnego. To wołanie o przywrócenie neutralności, którą gwarantuje nam konstytucja. Obecność religii w szkołach, występujący zwłaszcza w mniejszych ośrodkach miękki przymus uczęszczania na te zajęcia to zwyczajna kpina z rozdziału państwa i Kościoła.
O państwie dobrobytu możemy w Polsce pomarzyć, dopóki nie zostaną zrealizowane postulaty ruchów feministycznych, będące jednym z fundamentów welfare state. Tymczasem na lekcjach religii, w murach publicznych szkół, młodzi obywatele dowiadują się o kłamstwach „ideologii gender”, konieczności utrzymania sztywnych ról społecznych według kryterium płci oraz wpatrują się z przerażeniem w propagandowe filmy przedstawiające porozrywane płody, otrzymując dowód na zbrodniczą działalność „aborcjonistek”. Jak Rafał Woś wyobraża sobie budowę powszechnego szczęścia i dobrobytu z połową społeczeństwa pozbawioną podstawowych praw?
Pensje katechetów kosztują podatników 1,2 mld złotych rocznie. Sporo nas kosztuje ta maksymalizacja szczęścia obywateli. Rafał Woś powinien wziąć pod rozwagę, czy przeznaczenie tych środków na odtworzenie gabinetów stomatologicznych w szkołach nie przyniosłoby więcej uśmiechu młodym obywatelom niż klepanie pacierzy?