Władza wciąż nie może się pogodzić z sukcesem „Czarnego Protestu”, który pokazał determinację i jedność polskich kobiet wobec represyjnej polityki PiS. W odpowiedzi używa nowych represji.
Kobiety, które w ciągu ostatnich miesięcy brały udział we wszelkich formach zorganizowanego protestu przeciwko naruszaniem wolności wyboru i szeroko rozumianych praw kobiet, wciąż są obiektem szykan ze strony władz.
Poza dość głośną sprawą z marca br., kiedy na swoje koleżanki doniósł nauczyciel z tej szkoły za to, że zrobiły sobie zdjęcie w czarnych strojach, pojawiają się w całej Polsce inne formy zastraszania aktywnych w walce o swoje prawa kobiet.
Kobietę z Siemiatycz, która opiekowała się osobami niepełnosprawnymi, pozbawiono możliwości pomagania, wypowiadając umowę na wynajem lokalu, jak informuje tygodnik, jej koleżankę zaś spotykają przykrości w pracy mające charakter mobbingu. Aktywistka z Lęborka jest obiektem słownych agresywnych zaczepek ze strony miejscowego radnego PiS, są wyrzucane z zebrań, na których gromadzą się sympatycy „Gazety Polskiej”.
W ruch puszczono nawet tak obrzydliwe sposoby jak wyśmiewanie dzieci aktywistek, mówienie im, że ich mama znajdzie się w więzieniu. Na samotne matki nagle spadła fala kontroli ze strony pracowników socjalnych, którzy wprost grożą odebraniem praw rodzicielskich.
Ta oburzająca sytuacja ma miejsce przede wszystkim w małych miejscowościach, gdzie uczestniczkom kobiecych protestów trudnej zachować anonimowość, a lokalna władza prześciga się w okazywaniu lizusostwa i podporządkowania ul. Nowogrodzkiej. Można oczekiwać, że im bardziej będzie rósł opór kobiet przed ich uprzedmiotowieniem przez obecna władzę, tym chętniej będzie ona tłumić krytykę dowolnymi środkami.