„Armia izraelska zadała Hamasowi najsilniejszy cios od 2014” – ogłosił premier Izraela i dodał: „Mówi się, że Izrael zaakceptował przerwanie ognia pozwalając na terror latawców: to nieprawda – nie pozwolimy na żaden taki atak!”. Wczoraj lotnictwo izraelskie przeprowadziło dziesiątki nalotów na zamkniętą Strefę Gazy. Zniszczyło wiele budynków, zabiło dwóch palestyńskich nastolatków, jest wielu rannych.
Do nagłej eskalacji doszło w piątek, gdy Izraelczycy dokonali pierwszych bombardowań lotniczych, co według wojska było reakcją na rzucenie granatu w kierunku granicy z Izraelem, od którego miał zostać ranny izraelski snajper strzelający do manifestantów. Palestyńczycy odpowiedzieli na nalot salwą pocisków z wyrzutni własnej roboty, jeden z ich przeleciał przez granicę i spadł na izraelski Sederot, gdzie ranił cztery osoby.
Izraelczycy prowadzili już wtedy wielokrotne ataki lotnicze na Gazę. Niszczyli tradycyjnie budynki publiczne, opróżnione dzięki alarmom. Dwójka palestyńskich chłopców, Amir al-Nimra i Lue Kaheel (15 i 16 lat) zginęła, gdy przebywali na ulicy obok pięciopiętrowego budynku dawnej palestyńskiej biblioteki narodowej, spalonej w poprzednich bombardowaniach. Według izraelskiego wojska, w budynku znajdował się „ośrodek treningowy Hamasu”. Przebywający akurat w Strefie wysłannik ONZ Nikolaj Mladenow pośredniczył w zawarciu rozejmu. Dziś w Strefie było już stosunkowo spokojnie.
Od 30 marca, dnia rozpoczęcia palestyńskich manifestacji przygranicznych, izraelscy snajperzy zastrzelili 141 osób i ponad 4 tys. ranili. Nie zginął żaden Izraelczyk. W odpowiedzi na ataki dronów, Palestyńczycy zaczęli puszczać przy granicy latawce z płonącymi ogonami. Niektóre z nich przelatują przez granicę i robią szkody w izraelskich uprawach rolnych. Premier Netaniahu nakazał więc tydzień temu zamknięcie przejścia granicznego Kerem Szalom , jedynego, przez które Gaza mogła odbierać swój import i międzynarodową pomoc żywnościową.