Zdjęcie Bojana Stanisławskiego

Warto dziś wspomnieć 22 lipca, rocznicę słynnego manifestu PKWN, którego wydanie stało się symboliczną cezurą zniesienia kapitalizmu w Polsce. Dziś bardziej niż kiedykolwiek od 1989 roku wypada odnieść się do tego historycznego zdarzenia z należytą intelektualną ostrożnością i polityczną kulturą. Nawet nie wiążąc z tą datą szczególnego sentymentu, będąc człowiekiem przytomnym, doprawdy warto wysilić się na odrobinę refleksji choćby po to, aby lepiej zrozumieć jakość otaczającej nas rzeczywistości. W czasach i miejscu, w których dwie prawice fanatycznie walczą o rząd dusz, wyzywając się wzajemnie od „komunistów” i zarzucając jedna drugiej PRL-owskie inklinacje (albo przynajmniej inspiracje), dobrze jest poszukać otrzeźwienia poprzez zastanowienie się co jest przedmiotem realnego sporu pomiędzy – używając języka bieżącej analizy – „obozu zdrady narodowej” i „obozu patriotycznego”.

Gdy komanda Komitetu Obrony Demokracji i stojące na przeciw nich bojówki prorządowe wrzeszczą do siebie „Precz z komuną!”, jak miało to miejsce 13 grudnia ubiegłego roku, to co właściwie mają na myśli? Jaki przekaz formułują? Dla wyznawców tych dwóch nowych polskich politycznych kościołów nie ma to żadnego znaczenia, gdyż poziom fanatyzmu obu stron sporu i ego liderów dawno wyniosły dyskusję całe piętra nad powierzchnię, na której operuje się argumentami, czy choćby, ogólniej, rozumem.

Niemniej, mówi nam to bardzo wiele o jakości nowego polskiego establishmentu, tego „postsolidarnościowego”, który wywalczył nam wszystkim „Polskę wolną i demokratyczną”. Jedyną realną składową tożsamości tych ludzi jest obłędny, jadowity antykomunizm. Etos walki z PRL-em, skakania przez płoty i spania na styropianie oraz wielki triumf polegający na „obaleniu komuny” to jedyne, do czego, w ostatecznym rozrachunku, ludzie ci są w stanie się odwołać. Nie dlatego, że kogokolwiek to jeszcze mobilizuje, poza obleśną bandą pryszczatych pogromców socjalizmu z hospicjum mentalnego im. Korwina i Kukiza. Nie, chodzi o to, że „poststolidarnościowa” klasa polityczna nie ma nam niczego do zaproponowania. Nie zna się na polityce i jej nie rozumie. Nie potrafi zdefiniować swojego interesu, a co za tym idzie interesu grup społecznych, lub, jak kto woli, „narodu”, tudzież kraju. Nie umie gromadzić kapitału poparcia w inny sposób niż poprzez bezmyślną żonglerkę fantazmatami i chorymi resentymentami. Plucie na „komunizm” jest ich ostatnią deską ratunku; to jest słaba władza, o bardzo powierzchownej legitymacji. Dlatego właśnie jest to władza niebezpieczna. Jej najbardziej dostojne kadry w osobach Kaczyńskiego i Tuska nijak nie mogą równać się jakością (o kierunek można i należy się spierać) swoich ekwiwalentów z okresu PRL. Obecna geopolityczna zawierucha i na wskroś naiwna postawa uwieszonych u klamki do drzwi Białego Domu polskich prawicowców nie tylko przeraża głębią naiwności, ale nasuwa prosty wniosek, iż za Gomułki i Rapackiego prowadzono w Polsce o wiele bardziej niezależną politykę zagraniczną niż dziś. I, ma się rozumieć, o wiele bardziej spójną politykę wewnętrzną, która zaowocowała gigantycznym awansem socjalnym milinów Polek i Polaków. Rewolucyjne zmiany objęły wszystkie najważniejsze sektory – infrastrukturę, przemysł, służbę zdrowia, edukację, ubezpieczenia społeczne, usługi publiczne i wojsko. Dziś wszystko, co udało się zbudować w tamtych latach, ulega kompletnej dezintegracji, a manifestów nikt już nie pisze.

Warto więc pamiętać ten jeden, póki jeszcze można. Policja historyczna w postaci IPN i policja moralna w postaci usłużnego władzy kleru oraz policja polityczna w postaci wszystkich pozostałych służb twardo i zdecydowanie stąpają po ścieżce, na końcu której płoną stosy książek, a myślącym inaczej ucina się głowy. Tak jak dziś w Turcji.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Już dawno temu Uszaty zauważył, iż czczenie nadania Księstwu konstytucji przez Cesarza jest zdrowsze niż czczenie bitwy pod Chocimiem (drugiej oczywiście), bo rano człowiek trzeźwieje w ciepełku, podczas gdy w drugim przypadku wzorem dzikich poturczeńców może się już nie obudzić.
    I tak jest z tą całą „wolnością”

  2. święte słowa… czasem też czuję się jak jednooki wśród ślepców… i intryguje mnie jedno: czy pozostali naprawdę tego nie widzą, czy im po prostu nie widzieć się opłaca?

  3. Jak widać, są jeszcze młodzi idealiści wierzący w sprawiedliwą i demokratyczną Polske budowana dla ludu. Tyle, że lud nie chce Polski sprawiedliwej dla pracujących, tylko dla biorących emerytury. Zupki kuroniówki zaciemniły na tyle umysły robotnikom, że bez oporu sprzedawali na pniu obligacje, a potem byli nieco zdziwieni, że właścicielem fabryki zostawał dyrektor. Tu wariant optymistyczny. W Gdańsku stoczniowcy, którzy nie chcieli budować statkow dla komuny i ruskich, zostali kupieni przez właściciela z Ukrainy, co dla kolegów wynalazcy plusów ujemnych z pewnością kojarzy się z zachodom. Wszak tyle nasłuchali się o Zachodniej Ukrainie. Nie wierzę w odrodzenie lewicowości w skomercjonalizowanymswiecie, gdzie pracowników rozgrywa się w zależności od potrzeb korporacji, a globalna gospodarka pozwala na prosty szantaż przeniesienia od ręki całej fabryki na inny kontynent. Nie można jednak odmowić dzisiejszym wszystkim władzom solidarności w zwalczaniu pamięci o Polsce Ludowej i tłumieniu wszelkich znamion przyponinania o walce w wyzwolenie kraju. Świetnym pomysłem okazało się ogrodzenie od rana 22 lipca br. Placu Piłsudskiego z pilnie strzeżonym przejściem do Grobu Nieznanego Żołnierza, co uniemożliwilo złożenie wienców dla upamiętnienia powstania LWP. Pomogła zapowiadana wizyta papieża i pretekst, że już za chwilę, czyli za 8 godzin odbędzie się koncert dla młodzieży, przybyłej na pielgrzymke. Nie odmawiając słusznej czujności sluzbą, sa jednak etody, by skontrolować wieńce, niesione przez pamiętających, a nawet służących w tamtych formacjach. Przykre, że pod haslami patriotyzmu deprecjonuje się krew przelaną w obronie Polski, szanując tylko tych, którzy szli droga miłą dla dzisiejszej władzy. Koniunkturlny patriotyzm to jego zaprzeczenie, a dzielenie przelanej krwi w obronie ojczyzny, to jedynie sposób na rozwalenie jedności narodu. I taki cel, jak mniemam, maja dziś ci, którzy posługują się tą frazeologia dla utzymania przy władzy.

    1. ale jak tu oczekiwać świadomości od klasy robotniczej, której rzuca się na żer pokemony, żeby nie widziała nic innego wokół i ona to kupuje :)

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…