Kilka miesięcy temu przez polskie miasta przetoczyły się demonstracje młodzieży szkolnej, żądającej od naszych władz podjęcia niezwłocznych działań na rzecz powstrzymania klimatycznej katastrofy. „Nie zabierajcie nam przyszłości” – apelowały dzieciaki. Kilkanaście dni temu poznaliśmy raport australijskich naukowców z Breakthrough National Centre for Climate Restoration, według którego zostało nam zaledwie 31 lat życia w pogarszających się warunkach. Po roku 2050 apokalipsa nabierze rozpędu, efekt cieplarniany zamieni naszą planetę w piekło, a ludzie zaczną wymierać – na początek biedni, potem średni, na koniec pozostali. Kasandryczne wiadomości pojawiają się właściwie każdego dnia. I co gorsza – nie ma żadnych stabilnych podstaw, by powątpiewać w ich powagę.
Trzy dni temu, kiedy dopiero co zdołaliśmy nieco odetchnąć po niemal dwutygodniowej fali wiosennych upałów, premier Mateusz Morawiecki, nadając live ze szczytu Unii Europejskiej, zadowolony jak cholera poinformował nas, że grupie państw pod przewodnictwem Polski udało się zablokować wnioski końcowe obrad, stanowiące zbiór ramowych wytycznych dla państwa członkowskich, w jaki sposób przekształcać energetykę, aby jak najszybciej osiągnąć cel, jakim jest osiągnięcie klimatycznej neutralności w 2050 roku. Klimatyczna neutralność, mówiąc w skrócie, to równa suma gazów cieplarnianych wiązanych i wydalanych do atmosfery. Unijni przywódcy, zdając sobie sprawę z nastrojów panujących na kontynencie, podkręconych mocno ostatnimi newsami, chcieli przyspieszenia zmian – szybszego niż wcześniej zakładano odejścia od paliw kopalnych przy jednoczesnych inwestycjach w zielone źródła energii. Innymi słowy – chcieli zrobić dokładnie to, o czego domagała się młodzież.
Największym trucicielem i niszczycielem tego świata pozostają oczywiście Stany Zjednoczone, jednak Morawiecki, sabotując ustalenia szczytu, dołączył do grona głównych hamulcowych walki z globalnym ociepleniem, takich jak Trump czy Bolsonaro. W odpowiedzi działacze Greenpeace wyświetlili na kominie elektrowni Bełchatów, największego emitenta CO2 w Europie, podobiznę premiera z podpisem „WSTYD”, a pod polskim Sejmem swój samotny, jak na razie, protest przeciwko postępowaniu Morawieckiego rozpoczęło dziecko – 13-letnia Inga.
Czy polski rząd naprawdę nie przejmuje się nadciągającym koszmarem? To nie jest takie proste. Kluczowym terminem w tej sprawie są „ściśle określone warunki dotyczące mechanizmów kompensacyjnych”. Morawiecki wypowiadając te słowa miał na myśli pozwolenia na emisje gazów i pyłów, w zamian za stopniową likwidację źródeł emisji zanieczyszczeń. Innymi słowy – zamkniemy jedną starą elektrownię, a wy nam pozwolicie utrzymać kilka innych, tym samym pozostaniemy przy węglu jako głównym surowcu energetycznym dłużej niż inni.
Morawiecki, zachowuje się jak cwany przedszkolak, który nie chce wykonywać niewygodnych dla niego obowiązków. Stosowanie się do nich nie jest mu na rękę, nie widzi w tym szczególnego sensu, a więc grając na nerwach próbuje wymusić zwolnienie z części z nich. Ma do tego powody. Plan rozwoju polityki energetycznej polskiego rządu zakłada, że w 2030 roku nasza gospodarka będzie wciąż w 60 proc. zasilana prądem z węgla kamiennego i brunatnego. Całkiem niedawno, z fanfarami rozpoczęto budowę nowy blok elektrowni w Ostrołęce, mimo że zakład ten będzie przynosił już na starcie potężne straty, z powodu unijnych opłat za emisję CO2. W planach jest również nowa kopalnia odkrywkowa w łódzkim Złoczewie, chociaż przykład pojezierza gnieźnieńskiego pokazuje, że odkrywki dewastują środowisko hydrologiczne, zasysając ogromne ilości wody z rzek i jezior. Według koncepcji premier i ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego, nawet w roku 2040, a więc 10 lat przed momentem, gdy będziemy musieli zredukować emisje gazów do zera, polska energetyka w 30 proc wciąż będzie zależna od węgla.
Kiedy 13-letnia Inga rozpoczęła swój protest, premier zaapelował do niej o zrozumienie. „Jesteśmy po tej samej stronie” – zapewnił. Serio? Główny cel Morawieckiego w tej rozgrywce jest oczywisty. Bankier Morawiecki kombinuje minimalizację wydatków na rozwój zielonej energetyki. Bo wychodzi za drogo. A węgiel przecie tańszy. No i kojarzy się z Polską, nawet jeśli w większości pochodzi z Donbasu. Podczas gdy w całej Unii Europejskiej spada ilość wyrzucanego do atmosfery dwutlenku węgla, nasz kraj jest liderem jeśli chodzi o wzrost emisji. Morawiecki twierdzi, że nam wolno, bo się rozwijamy.
Nie premierze Morawiecki, nie jesteś po tej samej stronie. To dziecko smaży się w upale pod Sejmem, bo chciałoby żyć w kraju, który nie będzie półpustynią, z resztkami lasów trawionymi przez pożary, z dziurami w ziemi, które kiedyś były jeziorami, zanim wodę wyssały odkrywki, w miastach, które nie będą zalewane przez morza; na świecie, który nie jest zamkniętym pod cieplarnianą kopułą piekłem, targanym przez huragany, pełnym dramatu dziesiątek, a potem setek milionów uciekinierów z rejonów, gdzie życie stało się już niemożliwe.
Ty, premierze Morawiecki przeanalizowałeś sobie swój elektorat, podtrzymujesz go w postawie lekceważenia dla niepokojących zmian, w przekonaniu, że nie możemy sobie pozwolić na przyspieszenie energetycznej transformacji, bo najpierw musimy się rozwinąć i wzbogacić. Wymachujesz szabelką w Brukseli, żeby podtrzymać archaiczny i co najważniejsze – katastrofalny w dalekich skutkach model rozwoju. Uważasz się za ojca sukcesu, a prowadzisz nasz kraj, tę swoją ojczyznę, którą podobno kochasz ponad wszystko, drogą, która doprowadzi nas do cierpienia. I nie tylko nas, bo trujemy też innych na tym kontynencie. Inga to rozumie, ty rżniesz głupa w imię krótkich celów, odbierając przyszłość polskim dzieciom. Brak Ci odwagi, papierowy wizjonerze.