Trudno się dziwić, że właściciel Tesli i Space X zamierza podbić kosmos. Na Ziemi nie ma już rzeczy, której nie mógłby sobie zafundować. Podczas gdy miliardy ludzi cierpią z powodu kryzysu, Musk zbliża się do astronomicznej, nomen omen, granicy zgromadzonych 200 mld dolarów.
Jeff Bezos nie jest już najbogatszym człowiekiem na świecie. Mimo, że jego Amazon podczas epidemii był kurą znoszącą złote jaja, a pandemia posłużyła mi zarazem do przykręcenia śruby pracownikom, co przełożyło się na wzrost zysków spółki o ponad 200 proc., krezus musi uznać wyższość innego kapitalisty – pochodzącego z RPA producenta samochodów elektrycznych i technologii kosmicznych – Elona Muska.
Nie, przedsiębiorstwa Muska nie zwiększyły w ostatnich tygodniach drastycznie sprzedaży, ani nie wprowadziły na rynek żadnego rewolucyjnego produktu. We współczesnym kapitalizmie koło fortuny rozpędza się na giełdzie. Na dzisiejszej sesji akcje Tesli poszybowały, zyskując na wartości 5 proc. To wystarczyło, by w wirtualnym portfelu krezusa przybyła równowartość PKB niewielkiego europejskiego kraju. Nawiasem mówiąc, Amazon też zyskał na wartości, jednak „tylko” o 2 proc.
Czynnikiem, który przyczynił się do wzrostu było zaprzysiężenie na nowego prezydenta Joe Bidena, uznawanego przez rynki za bardziej obliczalnego i stabilnego przywódcę niż obecny rezydent Białego Domu.
Tesla, największe przedsiębiorstwo w stajni Muska, w ostatnim roku osiągnęła najlepsze wyniki w historii, W ostatnim kwartale do klientów trafiło 180 570 elektrycznych pojazdów, najwięcej w historii. Mimo to firmie nie udało się zrealizować celu na cały 2020 rok: do nabywców miało bowiem dotrzeć pół miliona samochodów – zabrakło raptem 450 sztuk. Wynik i tak był jednak o 36 proc. lepszy niż rok wcześniej.
Tesla to jednak przede wszystkim bąbel giełdowy. W 2020 roku akcje spółki poszybowały w górę aż o 743 proc., co wywindowało kapitalizację firmy do poziomu blisko 670 mld dol., a majątek Elona Muska do obecnego, haniebnego, biorąc pod uwagę niedostatek panujący na świecie, stanu.