Coraz mniej chętnych na świętą wojnę. Naloty, przegrane bitwy lądowe w Syrii i w Iraku, a przede wszystkim straty finansowe sprawiają, że Państwo Islamskie zaczyna mieć trudności z rekrutacją.
Tę jedną z niewielu ostatnio dobrych wiadomości z Bliskiego Wschodu podał na konferencji prasowej gen. Peter Gersten, zastępca dowódcy operacji i wywiadu dowodzonej przez Stany Zjednoczone koalicji walczącej z Państwem Islamskim. Jeśli wierzyć danym Pentagonu, co miesiąc do oddziałów Państwa Islamskiego przyłącza się już tylko ok. dwustu zagranicznych ochotników. To niewiele, bo w szczytowym momencie popularności IS pozyskiwało co miesiąc nawet 1500-2000 dżihadystów urodzonych poza Irakiem lub Syrią. Wzrasta również liczba dezerterów, chociaż nieudana ucieczka oznacza śmierć w męczarniach – w końcu ubiegłego tygodnia kilkudziesięciu schwytanych uciekinierów, walczących dotąd w rejonie irackiego Mosulu, zostało zamrożonych w chłodni.
W ubiegłym roku walka w oddziałach Państwa Islamskiego jawiła się pozbawionym lepszych perspektyw młodym muzułmanom z Bliskiego Wschodu, Kaukazu i Europy Zachodniej jako wspaniała przygoda i szansa na udział w walce o słuszną sprawę. Nie bez znaczenia były również finanse. IS zarabiało krocie na nielegalnym handlu ropą naftową głównie z Turcją, członkiem NATO i oficjalnie „kluczowym bliskowschodnim współpracownikiem USA”. Naloty rosyjskie i amerykańskie sprawiły jednak, że biznes poniósł ciężkie straty – samoloty regularnie niszczyły szyby naftowe i kolumny cystern jadących z surowcem do Turcji. W co najmniej kilkunastu nalotach zniszczeniu uległy również kryjówki, w których dżihadyści trzymali gotówkę. Kurczy się również źródło odpowiedzialne za ok. 50 proc. dochodów IS – daniny wymuszane na mieszkańcach zajętych terytoriów oraz zwyczajny rabunek. Co można było rozkraść, dżihadyści już rozkradli, a kontrolowany przez nich obszar jest coraz mniejszy.
W rezultacie Państwo Islamskie jest obecnie w stanie płacić zagranicznym ochotnikom nie więcej, niż 250 dolarów miesięcznie, a zatem połowę tego, na co mogli liczyć w ubiegłym roku. Dziury w budżecie mogą zagrozić IS co najmniej tak samo, jak naloty – na udział w świętej wojnie za darmo, jak praktyka wskazuje, decydują się tylko najwięksi fanatycy. Inni zastanowią się dwa razy, tym bardziej, że Państwo Islamskie dawno straciło aurę niezwyciężoności, a wizja kalifatu obejmującego choćby Irak i Syrię brzmi już mało realnie. Swojego czasu IS dzięki ogromnym możliwościom finansowym odebrało Al-Ka’idzie pierwszeństwo wśród sunnickich organizacji fundamentalistycznych. Teraz samo ma podobne kłopoty. Niestety, nie oznacza to, że rozwiążą się problemy społeczne, które sprawiały, że kariera terrorysty wydawała się atrakcyjna.
“Rozbity Hezbollah” i Iran kontratakują
W ciągu ostatnich dwóch tygodni, media głównego nurtu oraz popularne kanały informacyjne d…