Naczelni dowódcy najgroźniejszej dżihadystycznej organizacji na świecie opuścili Irak i Syrię i stacjonują obecnie w Libii – poinformował wysoki rangą urzędnik z tego kraju, cytowany przez BBC Newsnight.

Bojownicy Państwa Islamskiego w Libii/ flickr.com
Bojownicy Państwa Islamskiego w Libii/ flickr.com

Na decyzję islamistycznych dygnitarzy miały wpływ naloty międzynarodowej koalicji, porażki w bitwach z wojskami kurdyjskimi i irackimi oraz  utrata kolejnych fragmentów terytorium. To wszystko spowodowało, że tereny, które dotychczas były bastionem Państwa Islamskiego, przestały być bezpiecznym miejscem dla jego dowódców.

Od niedawna nową stolicą zbrodniczego kalifatu jest libijskie miasto Syrta, w którym, co ciekawe, urodził się były przywódca tego kraju – Muammar Kaddafi. Strategicznie położona metropolia wpadła w ręce dżihadystów w połowie ubiegłego roku. Obecnie Syrta jest zarówno siedzibą władz IS, jak i głównym punktem werbunkowym w Afryce Północnej, do którego ściągają każdego miesiąca tysiące bojowników z różnych stron świata.

Jak powiedział szef rządowych służb bezpieczeństwa z miasta Misrata, Isma’il Szukri, większość przebywających w Sitrze członków IS to Tunezyjczycy (ok. 70 proc.). Są wśród nich również Egipcjanie, Sudańczycy i Algierczycy, ale też – co najbardziej niepokojące – zaprawieni w bojach weterani konfliktu w Syrii oraz byli oficerowi armii Saddama Husajna, którzy stracili pracę po zajęciu Iraku przez wojska amerykańskie w 2003 roku, na mocy ustaw o debasyfikacji. To właśnie oni walnie przyczynili się do sukcesów militarnych ISIS i to głównie oni odpowiadają za tworzenie strategii działania organizacji, która przymierza się ponoć do przeprowadzenia kolejnych ataków w Europie. Zlokalizowanie głównej bazy w Libii będzie pod tym względem bardzo dogodne logistycznie.

Władze z Misraty twierdzą, ze szykują ofensywę przeciwko dżihadystom i że ma się ona rozpocząć wiosną bieżącego roku. Szansę na powodzenie takiej operacji bardzo nisko oceniają członkowie grupy 23 państw, tworzących koalicje przeciwko IS, którzy spotkali się wczoraj w Rzymie. Ich zdaniem jedynym skutecznym rozwiązaniem byłoby wysłanie wojsk lądowych do Libii. O tym jednak nie chcę słyszeć zarówno tamtejsze władze, jak i miejscowa ludność.

Mohammed al-Bajudi, dowódca jednego z batalionów armii rządowej przyznaje jednak, że bez pomocy ekspertów NATO pokonanie IS jest niemożliwe. – Nasza armia potrzebuje wsparcia logistycznego – powiedział generał w rozmowie z BBC, zastrzegając jednocześnie, że jest zdecydowanym przeciwnikiem wysłania zachodnich żołnierzy do jego kraju. – My,  Libijczycy będziemy walczyć. Nie potrzebujemy obcych wojsk – powiedział al-Bajudi.

[crp]

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Ławrow: Zachód pod przywództwem USA jest bliski wywołania wojny nuklearnej

Trzy zachodnie potęgi nuklearne są głównymi sponsorami władz w Kijowie i głównymi organiza…