Jest oczywiste, że spektakl, urządzany przez pisowskie media publiczne wokół wypowiedzi Baracka Obamy, jest żałosny – to żenujące, że osoby, utrzymywane z naszych podatków, nie rozumieją, że żyjemy w społeczeństwie informacyjnym, w którym tak toporna cenzura musi śmieszyć. Jest też oczywiste, że Obama, pouczając polskiego prezydenta, zasadniczo miał rację – Trybunał Konstytucyjny jest jednym z fundamentów państwa prawa, a działania partii rządzącej instytucję tę sparaliżowały. Z perspektywy kraju, którego władze ignorują zasadę trójpodziału władzy i robią z państwa prywatny folwark, wypowiedź prezydenta USA miała swój ciężar i znaczenie – oto potężny polityk występuje w obronie naszego zagrożonego pisowską władzą sądownictwa, bez którego nie będziemy mogli się obejść.
Jednak kiedy czytam relacje polskich liberalnych mediów, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że według nich Obama wspomniał o Trybunale po prostu ze względu na przyrodzoną mu czy też otrzymaną wraz z urzędem potrzebą czynienia świata bardziej sprawiedliwym, prawym i demokratycznym. Mówimy tymczasem o prezydencie kraju, który sprzedaje broń i utrzymuje bliskie stosunki z Arabią Saudyjską, zrzucającą bomby na jemeńskie szkoły i szpitale. O polityku, który jest bliskim sojusznikiem Izraela, który w trakcie ostatniego Ramadanu znowu odciął wodę w Strefie Gazy, a niedługo przed szczytem NATO wykonywał bardzo przyjazne gesty w stosunku do Komunistycznej Partii Wietnamu (komunistyczna jest tylko z nazwy, w rzeczywistości świetnie dogaduje się z międzynarodowym kapitałem, za to trochę gorzej z organizacjami broniącymi praw człowieka).
Zresztą przypadków skandalicznego łamania prawa nie trzeba szukać wśród bliższych i dalszych sojuszników USA, kraj ten sam z siebie nie rysuje się raczej jako przykład praworządności. Mimo obietnic wyborczych składanych przez Baracka Obamę jeszcze w 2008 roku, wciąż działa nielegalne więzienie w Guantanamo, w którym od kilkunastu lat bez wyroków i zarzutów gniją przypadkowe często ofiary amerykańskiego wywiadu. Tylko w tym roku policja w USA zabiła 610 osób – wiele z nich, jak choćby Philando Castile czy Alton Sterling, którzy zginęli w tym tygodniu, zostało zastrzelonych kompletnie bez powodu, o ile nie traktować jako takiego rasizmu funkcjonariuszy. Sądownictwo, skrajnie upolitycznione i niewydolne, nie jest w stanie doprowadzić do skazania nie tylko strzelających bez przyczyny policjantów, ale też młodych gwałcicieli, o ile są dostatecznie zamożni i dobrze pływają. Amerykański Sąd Najwyższy jest – podobnie jak polski – sparaliżowany, ponieważ Senat odmówił zatwierdzenia prezydenckiego kandydata.
O ile więc dla wszystkich, łącznie przecież z Andrzejem Dudą, który z zawodu jest prawnikiem, jasne jest, że impas w sprawie TK jest niezwykle groźny, o tyle przekonanie, że demokracji i państwa prawa nauczą nas „przyjaciele” zza oceanu, wydaje się równie niemądre, jak wiara w obraz świata, rysowany przez „Wiadomości”.