Kiedy liberałowie biorą się za obronę Karola Marksa, najczęściej kończy się to katastrofą. I to w kilku wymiarach. Ostatnim, który postanowił stanąć po stronie autora „Kapitału”, jest Daniel Passent. Nie chciałbym urazić sympatycznego starszego kolegi po fachu, jednak jego felieton „Marks w telewizji” (Polityka 15/2017) jest tekstem merytorycznie tragicznym. Passentowi nie spodobało się przedstawienie teatralne „Narodziny Fryderyka Demuth”, ukazujące losy nieślubnego syna Karola Marksa. Spektakl, który mogli niedawno obejrzeć widzowie TVP2, przedstawia postać twórcy komunizmu w najgorszym świetle – jako egoistycznego i nieodpowiedzialnego łajdaka, gotowego zostawić na lodzie najbliższe osoby. Cenzorom „dobrej zmiany” oczywiście bardzo się to spodobało. Felietonista „Polityki” natomiast postanowił dowalić nieukom z PiSu swoją znajomością marksizmu. Skończyło się jednak tak, że najmocniej poszkodowany został Karol Marks.
„Komunizm jest martwy, ale Marks – niezupełnie” – napisał z całkowitą powagą Daniel Passent, przekonując, że myśli wielkiego uczonego zostały sprzeniewierzone przez jego uczniów i interpretatorów. Jako przykład takiego zwyrodnienia podaje Rewolucję Październikową w Rosji, która była zła, bo towarzyszył jej rozlew krwi. Dla Passenta to już za dużo. Rewolucja i trupy, no kto to widział? Wielki postępowy przewrót społeczny jest nieważny, bo przyniósł ofiary. Marks w ujęciu pana z „Polityki” zostaje zostaje zredukowany do zdolnego, choć zupełnie niepolitycznego „filozofa”, twórcy wspaniałej teorii i analityka stosunków społeczno-gospodarczych, ale jednak demokraty. Potem przyszedł jednak zły Lenin, który wszystko zepsuł. Zastanawia mnie, jaki pomysł na obalenie potężnego i niesprawiedliwego systemu miałby Daniel Passent? Pewnie żadnego, bo w swoim życiu z władzą zwykł żyć dobrze – najpierw z czerwoną, potem z białą.
„Czy Marks odpowiada za komunizm i jego zbrodnie”? – pyta Passent, który, jak wynika z tekstu, dzieła Karola Marka czytał. Najwyraźniej jednak nieuważnie, bo „komunizm” kojarzy mu się jedynie z próbami politycznej realizacji myśli marksowskiej. Jednoznacznej odpowiedzi na postawione pytanie u Passenta nie znajdujemy, gdyż jego wywód kompletnie się w tym momencie załamuje. Wezwany na pomoc Leszek Kołakowski podpowiada, że Marks był za zniesieniem trójpodziału władzy. Passent wysuwa zatem wniosek: Marksa nie należy może winić za gułagi, ale jest patronem IV RP.
Chciałbym wytłumaczyć red. Passentowi, że Karol Marks z pewnością nie jest żywy, bo jego ciało zostało złożone do grobu w 1883 roku. Komunizm natomiast żyje i ma się świetnie i to nie tylko dlatego, że idee nigdy nie umierają, ale również jego praktyka doczeka jeszcze swojego rozkwitu w czasach automatyzacji produkcji i robotyzacji pracy, które uwolnią człowieka od tej konieczności. Marks oczywiście odpowiada za komunizm, bo jest jego twórcą, jednak trudno udowodnić jego odpowiedzialność za Hołodomor czy Katyń. A pretensje o „dobrą zmianę” Passent może kierować do Tuska i Balcerowicza, a właściwie także do samego siebie.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …
dory artykuł P.Piotrze, Marks jest wiecznie żywy bo jego pogląd na świat i wartości są ciągle aktualne i w zależności od potrzeby każdy polityk chętnie po nie sięga by zdobyć jak najwięcej głosów
Czy Passent rzeczywiście zasłużył na krytykę bo napisał, że zbudowanie państwa komunistycznego, społeczeństwa powszechnej szczęśliwości, poprzez rewolucję, zbrodnie i terror nie jest możliwe. Jeżeli się nie mylę to Passent kończył studia w Leningradzie w latach 50- tych. Idee Marksa niewątpliwie poznał a nt. praktycznej budowy komunizmu w ZSRR wie nieco więcej niż autor krytycznej opinii.
Przyjechał wujek i wywiózł go na studia prawdziwe do kapitalistów. Podcianij sie w życiorysach. Powodzenie.
Jak to w rozwikłaniu marksizmu pomaga reżimowa, tak chyba powinno być poprawnie, telewizja. Wystarczy znaleźć nieślubnego syna, aby rozwalić ten niby naukowy komunizm. Dla ubarwienia akcji zabrakło w tym wszystkim Fryderyka Engelsa, który przez lata potulnie owe dziecko brał na siebie, skrzywdzonej, choć poprawnie w stylu gender, wyzwolonej matki dziecka, dumnej zapewne, że taki geniusz ją zaplodnil. Jednak w tym wszystkim zawistna refleksja, ile to mądrości można nabyć, od szkolnego pisania notatek na sowieckiej uczelni po dzienniki w polskiej anbasadzie na antypodach. Marksizm jako idea pozostal, poprawiany przez wszystkich i bez przydomka naukowy, a klasa robotnicza bliżej ma myślowo do idei amerykańskiego pucybuta, niż rosyjskiego proletariusza, prowadzonego na rozprawę z bialoruczkimi. I w ten mily sposób można urobać każdy spektakl, nawet „Ożenek” Gogola, jeśli tylko damy solidna klasową podbudowę. Na szczęście pozostają jednak nieoczytani w marksizmie reżyserzy i równie obojętni na wielkie idee aktorzy. A Passent , mam nadzieje, skorzysta z okazji i napisze kolejny, poruszający pióra, felieton. Oby pisal jak najdłużej.