Najpierw Angela Merkel, a potem szef bawarskiej CSU Horst Seehofer próbowali wywrzeć presje na polityków socjaldemokracji w sprawie zawarcia koalicji rządowej. SPD do tego się nie pali, bo poprzednia kadencja u boku chadeków wyraźnie partii zaszkodziła.
Angela Merkel zdaje sobie sprawę, że alians z SPD to ostatnia możliwość skompletowania większości w parlamencie. Dlatego stara się wszelkimi środkami przekonać partie Martina Schulza do podjęcia rozmów. Wtóruje jej szef CSU „Koalicja chadeków i SPD jest najlepszym wariantem dla Niemiec – w każdym razie lepszym od Jamajki (CDU, CSU, FDP, Zieloni), nowych wyborów czy rządu mniejszościowego” – powiedział Horst Seehofer.
SPD tuż po wyborach wydało klarowny komunikat: nie ma mowy o kontynuacji koalicji z CDU. Martin Schulz akcentował, że partia przestała być odróżniana od swojego sojusznika, a więc przestała być jakąkolwiek alternatywą dla prawicy. W nowym rozdaniu socjaldemokraci mieli wcielić się w rolę krytyków działań gabinetu Angeli Merkel. Jak na razie plan ten nie został zrealizowany, gdyż od wrześniowych wyborów nie uformował się żaden rząd, a Niemcy zaczynają już oswajać się z wizją kolejnej wizyty przy urnach.
Ponowne wstąpienie do rządu byłoby dla Martina Schulza wyraźnym upokorzeniem. Chadecy nie traktują już jego partii jako równoprawnego partnera, a z uwagi na tragiczny wynik wyborczy (20,5 proc.) mówią już wprost: nie liczcie na dużo. „Ostrzegam SPD przed stawianiem przesadnych żądań w negocjacjach z CDU i CSU. Socjaldemokraci powinni myśleć realistycznie. Nie zgodzimy się na koalicję za każdą cenę” – powiedział szef CSU.
Niemiecka opinia publiczna jako winnych patowej sytuacji wymienia najczęściej liberałów z FDP, którzy tydzień temu zerwali rozmowy negocjacyjne, które miały doprowadzić do powstania „jamajskiej koalicji”, złożonej z CDU/CSU, Zielonych i właśnie FDP. W efekcie notowania mniejszych ugrupowań wyraźnie spadły, a zyskały dwie główne partie – chadecy i socjademokraci.
Angela Merkel nie jest zwolenniczką kolejnych wyborów. Kanclerz zdaje sobie sprawę, że na takim wariancie może tylko stracić. Nadzieją są dla niej słowa Schulza, który po spotkaniu z prezydentem Frankien-Walterem Steinmeierem złagodził stanowisko i dopuszcza możliwość podjęcia rozmów.