Site icon Portal informacyjny STRAJK

Pedro Castillo: nigdy więcej biednych ludzi w bogatym kraju

Wyścig o fotel prezydencki w Peru pełen był dramatów, zwrotów akcji i tektonicznych ruchów opinii społecznej. Zwycięstwa mało znanego socjalisty nie spodziewał się nikt. Ale sytuację najlepiej obrazuje zamieszczona plansza, którą w wieczór wyborczy pierwszej tury zaprezentowało CNN en Español. Wygrana Castillo była tak niespodziewana, że stacja nawet nie przygotowała sobie jego zdjęcia.

Peru ominęła latynoamerykańska fala socjalistycznych przemian, zwana różową falą. Kraj od dekad funkcjonuje jako ostoja wolnorynkowców. Podczas gdy na początku XXI wieku socjaliści przejmowali władzę w kolejnych państwach Ameryki Łacińskiej, Lima pozostała bastionem neoliberalnego kursu. Aż do teraz.

Od czasu, gdy w 2000 roku od władzy został odsunięty prawicowy dyktator Alberto Fujimori i na jego miejscu pojawiali się demokratycznie wybrani prezydenci, w państwie władzę sprawowały rządy technokratyczne, często podległe interesom USA. Jeśli tylko rezydent Białego domu chciał coś załatwić w Ameryce Południowej, najpierw dzwoniono do Limy. Kolejne głowy państwa, czy to z prawicy, centrum, czy socjaldemokracji – uczyniły z kraju coś na wzór poletka do walki pomiędzy prywatnymi grupami wpływu, gdzie główną rolę gra kapitał północnoamerykański.

Peru jest państwem o skrajnych różnicach majątkowych i plasuje się w światowych rankingach nierówności daleko w tyle, nawet za wieloma państwami Afryki. To rozwarstwienie społeczne nie wzięło znikąd, ale jest wynikiem nieprzerwanego od dekad kursu na neoliberalizm.

Obok Kolumbii, jest to jedyne państwo w Ameryce Południowej, które aż do teraz nie miało socjalisty za prezydenta. Istotną rolę w budowaniu antysocjalistycznej histerii odegrały peruwiańskie bojówki komunistyczne i ich krwawa historia, a w szczególności organizacja Świetlisty Szlak. Pamięć o ich atakach był regularnie wskrzeszana i wykorzystywana przez prawicę, jako skuteczny straszak przeciwko lewicowym partiom. Nawet tym absolutnie demokratycznym, odżegnującym się od walki zbrojnej.

Ale wygrana Castillo wywróciła sytuację do góry nogami. Zwycięstwo mało znanego lewicowego aktywisty z prowincji, ze znaną córką dyktatora i ulubienicą skrajnej prawicy, Keiko Fujimori wprawiła komentariat w osłupienie.

Castillo jest członkiem partii Perú Libre, która deklaruje się jako socjalistyczna, antykapitalistyczna, marksistowska i do cna antyimperialistyczna. W swoim programie planują nacjonalizację kluczowych przedsiębiorstw w strategicznych gałęziach gospodarki, walkę z nierównościami społecznymi, opodatkowanie dużych majątków i powrót do panamerykanizmu latynoamerykańskiego.

On sam jest postacią nietuzinkową, która budzi emocje na peruwiańskich salonach. Urodził się w niezamożnej miejscowości Chota, w prowincji Cajamarca. Za młodu, zanim jeszcze został nauczycielem i regionalnym liderem związku zawodowego, dorabiał jako rondero – członek czegoś na wzór wiejskiej gwardii ochotniczej. Jego lewicowość narodziła się w nim dość organicznie, jako naturalny przejaw buntu wobec niesprawiedliwości społecznych, które go otaczały.

Jeżeli mielibyśmy porównywać go do któregoś z polskich polityków, to pierwsza na myśl przychodzi postać populistycznego i antysystemowego Andrzeja Leppera.

Gdy tylko skończyło się mozolne liczenie głosów i Castillo można było uznać za pewnego zwycięzcę, w zachodnich mediach natychmiast pojawił się szereg paszkwili i pseudo-obiektywnych artykułów na jego temat. Widać w nich jednak, że media głównego nurtu nadal mają z nim problem, bo do końca nie wiadomo z jakiej strony go atakować. W artykule Javiera Puente, zamówionym przez think-tank podległy Uniwersytetowi Nowojorskiemu, opisuje się go jako skrajnego prawicowca w przebraniu socjalisty. Z kolei Stefano Pozzebon w artykule dla CNN pisze, że lewicowość Castillo stoi na przeszkodzie do sukcesu ekonomicznego kraju.

Pojawił się także szereg artykułów fałszywie zarzucających Castillo homofobię. Jeszcze gdy był kandydatem wielokrotnie spotykał się z przedstawicielami społeczności LGBT+ i otrzymał poparcie od Gaheli Cari, najbardziej znanej transpłciowej polityczki i liderki lewicowej partii Nuevo Perú. Ale nie przeszkadzało to zachodniemu lobby w formowaniu kolejnych kłamstw. Castillo miał przegrać, za wszelką cenę.

“Elity nazywają nas terrorystami. Powiedzieli, że zabierzemy ludziom domy, zabierzemy im ziemię, ich oszczędności. Z powodu tych oskarżeń cena dolara wzrosła, podobnie jak chleb, a nawet kurczak. Wszystko podrożało. A prasa albo o nas kłamie, albo nas ignoruje. Nie było żadnych raportów, pisanych lub transmitowanych w telewizji, które szczerze mówiłyby o naszych propozycjach” – powiedział Castillo.

Na drodze socjalisty we wprowadzaniu reform, może jednak stanąć kongres. Lewicowe Peru Libre i socjaldemokratyczna Juntos por el Perú posiadają jedynie jedną trzecią mandatów w jednoizbowym parlamencie.

Zdaje się, że posiadający większość parlamentarną neoliberałowie będą zwalczać nowego prezydenta na każdym kroku.

“Mamy więc wielkie przeszkody, także w Kongresie. Ale jeśli Kongres spróbuje powstrzymać nas przed wprowadzeniem potrzebnych nam zmian, będziemy nadal mobilizować ludzi na ulicach. Pochodzę z tych oddolnych zmagań. Na plecach i nogach wciąż noszę ślady policyjnych kul. Ta walka dotknęła mnie osobiście na wiele sposobów i dlatego tu jestem. Nie motywuje mnie nic innego. Jestem tu dla mieszkańców tego kraju i nasza walka nie skończy się, dopóki nie osiągniemy godności dla wszystkich.Nigdy więcej biednych ludzi w bogatym kraju” –  oznajmił prezydent elekt.

Nastroje społeczne zbliżają się do punktu wrzenia. Wielu spośród 49,87  proc. wyborców, którzy oddali głos na Keiko są gotowi wyjść na ulice i walczyć ramię w ramię z kongresem przeciwko zapowiadanym reformom. Klimat po lewej stronie zdaje się być równie bojowy.

Exit mobile version