Site icon Portal informacyjny STRAJK

Jezus dostałby w Polsce wpierdol

Tegoroczny dwudziesty czwarty dzień grudnia będzie dla mnie dniem normalnym, a zatem w porównaniu ze powszechną praktyką społeczną wyjątkowym.  Nie zamierzam celebrować, ani – tym bardziej – upajać się ostentacyjnym nieświętowaniem. Zdaję sobie sprawę, że jestem w takim zamierzeniu osamotniony. W końcu aż 98 proc. społeczeństwa wigilijne zwyczaje w różnym wydaniu praktykuje. Własne położenie w tych statystykach jest mi jednak zupełnie obojętnie, podobnie jak całe święta. Perspektywa bezpiecznego dystansu wobec choinkowo-karpiowych emocji daje jednak możliwość chłodnego spojrzenia na zjawiska, które w okresie bożonarodzeniowym występują oraz na opowieści wokół nich krążące.

Polskie święta to podobno czas spokoju, A przynajmniej chcielibyśmy żeby tak było, co można usłyszeć podczas składania życzeń. „Spokojnych” występuje obligatoryjnie obok „zdrowych” i „wesołych”. Polacy oczekują w te dni wytchnienia, wyhamowania tempa i uspokojenia nerwów. W praktyce jest to jednak trudne to realizacji. Zanim przyjdzie pora na łamanie opłatków i wymianę prezentów, trzeba przetrwać istne piekło uwijania się w kuchennym ukropie, godzin spędzonych w supermarketach przy kakofonicznych rytmach kolęd i poszukiwania prezentów dla bliskich, którym przecież musimy sprawić przyjemność. W efekcie jedyną drogą do osiągnięcia pożądanej wigilijnej nirwany jest filiżanka melisy lub tabletka hydroksyzyny.

Święta to podobno również czas, który spędzamy z bliskimi. Tak bowiem w polskiej kulturze nazywamy rodzinę i spowinowaconych. Podobno tęsknimy za nimi przez cały rok i z uśmiechem odnotowujemy ich obecność. Cieszymy się i mówimy, że tęskniliśmy. Czy są to jednak autentyczne emocje czy tylko forma realizacji oczekiwań związanych z pewną tradycją? Jestem przekonany, że wielu z nas kocha i szanuje osoby, z którymi spędzamy wigilię. Inni jednak robią to by sprawić komuś przyjemność bądź nie sprawić przykrości; dla jeszcze innych jest to przymus, z którym nie potrafią sobie poradzić. Trudno więc uczciwie mówić o bliskości.

Mówi się także, że z okazji świąt wybaczamy sobie stare krzywdy. Podobno nawet najbardziej zawzięci wrogowie zawieszają wojenne topory.. Ile jest w tym prawdy? Pewnie niewiele. Owszem, urzekające pojednania z pewnością się zdarzają. Trudno źle oceniać ludzi, kiedy dążą do porozumienia. Często są to jednak to tylko słowa. Kwintesencją fałszu świątecznego wybaczania jest rytuał dzielenia się opłatkiem, przez wielu najbardziej znienawidzony ze wszystkich obrzędów. Oprócz sztampowych uprzejmości i niewiele znaczących frazesów, podczas „przełamania” można też solidnie przygadać drugiej osobie. „Życzę Ci żebyś wreszcie zmądrzał” – mówi tatuś do syna. „Mam nadzieję, że do następnej gwiazdki nauczysz się szacunku do bliskich” – strofuje matka swoją córcię. „Przestań pić, wujku” – słyszy pan z czerwonym nosem.

Święta to również czas, w którym wspominamy pana Jezusa. Polskie rodziny wykonują w związku z tym szereg czynności, które znajdują odniesienia do jego życia i twórczości. Deklaratywnie powinniśmy być dobrzy i przyjaźni wobec najbliższych, a także udzielić pomocy obcym, którzy jej potrzebują. Dlatego na wielu stołach pozostawia się jedno wolne miejsce – na wypadek gdyby zbłąkany wędrowiec zapukał do drzwi. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że Polacy o wartościach jezusowych nie wiedzą prawie nic, a pojawienie się Innego byłoby dla nich koszmarem. Gdyby gwiazdka z nieba skierowała Józefa z Maryją na Polskę, byłby to najgorszy z możliwych azymutów. Zamiast trzech króli mogliby liczyć na wizyty trzech karków z „celtykami” na bluzach. Próbując znaleźć schronienie w pustostanie, spotkać zatroskanego obywatela, który w patriotycznym odruchu denuncjowałby „ciapatych” władzom, załatwiając im tym samym deportację. Małemu Jezuskowi może pozwolono by nawet zostać, jednak za kolor skóry dostałby po mordzie najpóźniej w podstawówce. Taka to magia polskich świąt.

 

 

 

 

Exit mobile version