Dzisiejsze rozmowy delegacji protestujących pracowników medycznych z Ministerstwem Zdrowia miały być rozmowami ostatniej szansy. Zakończyły się fiaskiem. Komunikat komitetu protestacyjnego informuje: podsunięto nam do podpisu porozumienie, które niczego nie gwarantowało i nie odnosiło się do naszych postulatów. Bez harmonogramu realizacji. Bez związku z problemami służby zdrowia, które wskazywali protestujący.
Komitet sugeruje kolejne spotkanie za tydzień, z ministrem zdrowia, a nie jego zastępcą pośpiesznie nominowanym do prowadzenia atrap dialogu, a potem chce siadać do stołu z ludźmi, którzy naprawdę odpowiadają za finanse państwa. Nie wiem, czy pielęgniarki, ratownicy, lekarze i przedstawiciele innych zawodów medycznych naprawdę wierzą, że te spotkania coś dadzą. Mają aż nadto powodów, by nie mieć złudzeń. Białe Miasteczko i sygnalizowana przez nie katastrofa w ochronie zdrowia nie stały się nawet tematem nr 1 w mediach, przegrywając w pewnym momencie nawet z beatyfikacją kardynała Wyszyńskiego. Społeczeństwo zachowuje się w tej sprawie tak, jak kapitalizm nauczył – każdy dba tylko o siebie i liczy na to, że w razie medycznej potrzeby jakoś sobie poradzi. Naprawa publicznej służby zdrowia? Przyzwyczailiśmy się do tej niedofinansowanej, zawodnej, z przepełnionymi SOR-ami i nawet już nie wierzymy, że może być inaczej. Zresztą, gdy ktoś tłumaczy, że mogłoby być, ale w tym celu trzeba np. podnieść komuś podatki, budzi się święte oburzenie.
Rządowi nie spadną więc notowania, jeśli upokorzy ludzi ratujących nasze zdrowie i życie. Pewnie, gdyby z jakiegoś powodu podpisali owo nie-porozumienie, podsunięte na chybcika, zrobiono by z tego temat dla propagandy. Ale skoro nie podpisali – obejdzie się! Sondaże nie drgną nawet z powodu zaniechania prób ratowania publicznego systemu opieki medycznej. Nikt, poza tą grupą protestujących i może częścią lewicowo myślących, od niego tego nie oczekuje. Inne tematy generują emocje i być może dadzą kolejną kadencję. A o to przecież naszym rządzącym chodzi. Po stronie opozycji, odnotujmy, niewiele zresztą jest lepiej. Tam też innymi metodami chcą wrócić do władzy… a gdy zaczynają mówić o ratowaniu ochrony zdrowia przez likwidowanie szpitali, to może jednak lepiej, żeby milczeli.
Tyle okoliczności i polityczne kalkulacje. Oprócz nich, na nasze nieszczęście, są jeszcze fakty i logiczne zależności. I tu rzeczywistość nie pozostawia pola do dyskusji. Jeśli Polska nie będzie godnie wynagradzać pielęgniarek, absolwentki tego kierunku będą podejmować pracę co najwyżej w domach opieki na Zachodzie. Jeśli będzie skąpić ratownikom, nie będzie chętnych do tego zajęcia. Jeśli nie dofinansujemy i nie zreformujemy sensownie ochrony zdrowia jako takiej, nie tyle zrobimy z niej towar, bo tym już się stała, co towar luksusowy dla zamożnych. A biedniejsi – czyli większość społeczeństwa, bo takie mamy nierówności – będą umierać. Już umierają przedwcześnie.
W takim kierunku idziemy, jako władza i jako społeczeństwo, i nie mamy zamiaru zawrócić.