30 lat po jednej najbardziej nieludzkich reform Leszka Balcerowicza – likwidacji PGR-ów, rząd PiS próbuje zmierzyć się z jej konsekwencjami.
Likwidacja PGR-ów pozbawiła pracy ponad 300 tysięcy pracowników i ich rodziny bez żadnego odszkodowania, całe wsie cofnęła do czasów przedwojennego zacofania, setki tysięcy ludzi zmusiła do emigracji, wykształciła całe pokolenia wykluczonych.
Teraz rząd PiS, po zapaści wywołanej przez pandemię, obniżeniu nastrojów społecznych, postanowił spełnić swój a obietnice sprzed kilku miesięcy w wdrożył program pomocy wsiom popegeerwowskim. Jego założenia przedstawił 30 grudnia premier Morawiecki wraz z wiceministrem spraw wewnętrznych i administracji.
Morawiecki scharakteryzował sytuację, jaka panowała we wsiach, gdzie mieszkańcy byli zatrudnieni w PGR-ach: „ Te tereny w III RP zostały opuszczone. (…) bieda, ubóstwo, brak perspektyw, ale także zwijanie się usług publicznych. Zwijano połączenia autobusowe, kolejowe, zamykano ośrodki kultury, biblioteki, szkoły i inne instytucje publiczne”.
Wsie będą mogły aplikować o środki na inwestycje „pierwszej potrzeby”, czyli budowa, rozbudowa, lub przebudowa systemów kanalizacyjnych i oczyszczalni, drogi dojazdowe i wewnętrzne, oświetlenia, a także, co istotne z punktu widzenia integracji wiejskiej społeczności, place zabaw, obiekty sportowe, świetlice i biblioteki, przez wiele lat uznawane jako zbędne elementy infrastruktury wiejskiej.
Każda wieś na podstawie uproszczonych wniosków będzie mogła uzyskać wsparcie finansowe na maksimum trzy inwestycje na swoim terenie.
Być może ten program rządu, jak wiele innych, rozmyje się w powodzi pustosłowia, ale fakt pozostaje faktem, że po raz pierwszy podjęto próbę systemowego spojrzenia na problem popegeerowskich wsi. Można sądzić, że ich mieszkańcy PiS-owi tego nie zapomną.