To brzmi jak fabuła odcinka serialu o degeneracji władzy. Ale działo się naprawdę.  Podczas ubiegłorocznego protestu pielęgniarek Ministerstwo Zdrowia szpiegowało zamknięte grupy fejsbukowe pracownic szpitali. Jak podaje „Wprost”, proceder był realizowany przez sprowadzonych z Węgier specjalistów ds. analizy danych sieciowych.

Minister zdrowia zlecił inwigilację pielęgniarek fot. facebook.com

Żaden rząd w historii ostatnich 28 lat tak drastycznie nie ingerował w prywatność obywateli jak rząd „dobrej zmiany”. Przekonały się o tym pielęgniarki, które, jak wynika z ustaleń tygodnika „Wprost”, były inwigilowane podczas swojego największego od lat protestu – strajku w Centrum Zdrowia Dziecka i towarzyszących mu wydarzeń solidarnościowych. Zespół analityków zasobów sieci społecznościowych pod kierownictwem wypożyczonego z Budapesztu Miklósa Szócski, śledził wpisy na grupach i na ich podstawie skonstruował schemat przedstawiający przepływ informacji, najbardziej aktywne i charyzmatyczne uczestniczki oraz najważniejsze myśli kiełkujące podczas narad. Rządowi potrzebne były dokładne dane do sprawnej atomizacji i pacyfikacji zrywu. Efektem analizy zasobów było złagodzenie tonu przez rząd i kompleksowa kampania propagandowa, przedstawiająca pielęgniarki jako egoistyczne, roszczeniowe i szkodzące pacjentom.

W rozmowie z „Wprost” sprawę skomentowała Katarzyna Siudak, pielęgniarka z województwa świętokrzyskiego. – Nie mogę w to uwierzyć. To przecież inwigilacja – zauważa wstrząśnięta. – Jak można badać coś takiego jak zamknięta grupa? Ja nawet nie odgrywałam tam żadnej szczególnej roli, tylko organizowałam wyjazd z Kielc, kiedy osoby z Warszawy zaczęły organizować pikiety pod Centrum Zdrowia Dziecka. Widzę tam moich znajomych, którzy nie są pielęgniarkami, tylko na przykład fizjoterapeutami. Są moje cytaty z postów utworzonych, gdy organizowaliśmy wyjazd do Warszawy. Ministerstwo analizowało coś takiego? W jakim celu? – pyta Siudak.
Kim jest Miklósa Szócska? To były węgierski minister zdrowia, a także uznany fachowiec od baz danych. Obecnie jest szefem Institute of Digital Health Sciences na Uniwersytecie Semmelweis. Jak podaje „Wprost”, jego zespół używał zaawansowanych algorytmów i innych narzędzi umożliwiających wykradanie danych z grup. Zdobyte i opisane informacje trafiały na biurko Konstantego Radziwiłła, wciąż urzędującego szefa resortu zdrowia w rządzie Beaty Szydło.

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Koalicji Lewicy może grozić rozpad. Jest kłótnia o „jedynkę” do PE

W cieniu politycznej burzy, koalicja Lewicy staje w obliczu niepewnej przyszłości. Wzrasta…