Jednymi z ważnych cech autorytarnej władzy są mechanizmy korumpowania opozycji i rozpowszechniania zachowań konformistycznych. Dla kariery, poklasku, pozycji nawet mądrzy ludzie skutecznie wmawiają sobie, że władza zasługuje na ich poparcie.
Trudno jednoznacznie powiedzieć, czy Rafał Woś wspiera Prawo i Sprawiedliwość z niewiedzy, czy z konformizmu. Właściwie nie ma to znaczenia. Liczy się przekaz i konsekwencje. Jako osoba z dużym autorytetem wśród części polskiej lewicy, Woś od wielu miesięcy konsekwentnie przekonuje lewicowych czytelników do PiS-owskiej polityki społeczno-ekonomicznej. Sam siebie tytułuje „czołowym polskim symetrystą”, a tymczasem jego teksty coraz częściej powielają propagandę obozu rządzącego. Dotyczy to zresztą nie tylko Wosia. Osoby tytułujące się symetrystami zazwyczaj ostro i bezkompromisowo atakują największe partie opozycyjne i z umiarem oceniają nawet najbardziej nieudolne i szkodliwe posunięcia rządu.
Mnóstwo ważnych zagadnień to dla Wosia tematy niegodne uwagi: ograniczanie prawa do aborcji, dyskryminacja LGBT, nagonki na uchodźców, wielomilionowe prezenty dla Tadeusza Rydzyka i postępująca klerykalizacja kraju, antykomunizm i odbieranie nabytych praw osobom, które pracowały w PRL-u, wielokrotne złamanie konstytucji przez obóz rządzący i zawłaszczenie Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego, sądów powszechnych, Krajowej Rady Sądownictwa, podporządkowanie władzy służby cywilnej, propagandę w TVP godna reżimów totalitarnych, niszczenie kultury i sztuki, indoktrynacja narodowo-katolicka w szkołach, budowanie bojówek paramilitarnych i wsparcie dla agresywnych ruchów nacjonalistycznych, represje wobec protestujących działaczy opozycyjnych – wszystkie te działania partii rządzącej nie robią na Wosiu wrażenia. Ważne, aby władza dawała ludowi chleb i pracę, a lewica powinna się nią zachwycać.
Nawet jednak przy tak „subtelnej” wizji lewicowości zdumiewa coraz bardziej bezkrytyczna akceptacja działań rządu. Wszak jeśli sprowadzimy lewicowość do stabilnej pracy i płacy, polityki pełnego zatrudnienia i rozwiniętej polityki społecznej, to również wtedy trudno uznać PiS za partię lewicową. Mimo to kilka tygodni temu dowiedzieliśmy się od Wosia, że polityka społeczno-gospodarcza rządu jest „nowoczesna”, a opozycja „anachroniczna”.
Na czym polega ta „nowoczesność”? Oczywiście na wspaniałym programie Rodzina 500+, a anachroniczność opozycji na tym, że ośmiela się ten program krytykować. Czy faktycznie sprawa jest tak prosta jak konstrukcja cepa? Partia, która daje 500 zł na część dzieci, jest bezdyskusyjnie dobra, a ta, która ma wątpliwości, z automatu zła? A może są inne drogi? W socjaldemokratycznej Szwecji świadczenia pieniężne na dzieci są niskie, a władze stawiają na system usług publicznych i aktywizację zawodową kobiet. PiS zniósł obowiązek edukacji szkolnej dla sześciolatków, obniżył wiek emerytalny dla kobiet, a do opieki instytucjonalnej podchodzi z dystansem. W efekcie szybko spadają wskaźniki aktywności zawodowej kobiet. Co na to Woś? Nie komentuje – najwyraźniej dezaktywizacja kobiet to dla niego temat zastępczy, a wszelka krytyka programu Rodzina 500+ pochodzi od złych neoliberałów. Koniec rozmowy.
Co poza 500+? „Państwo próbuje (całkiem po keynesowsku) odgrywać rolę drugiego silnika polskiej gospodarki” – czytamy u Wosia. Co ma na myśli? Nie tłumaczy. Czyżby chodziło o obniżkę podatku CIT dla części firm? A może o wsparcie dla samozatrudnienia w niedzielę? Albo propozycję uczynienia z Polski jednej wielkiej strefy ekonomicznej albo kolejne przywileje dla przedsiębiorców zawarte w Konstytucji Biznesu premiera Mateusza Morawieckiego? Trudno powiedzieć. Może też Wosiowi podoba się, że rząd nie kryje dążenia do ręcznego sterowania gospodarką – tyle, że dokonuje się to nie poprzez mechanizmy większej redystrybucji dochodów, lecz w drodze błyskawicznego obsadzenia swoimi ludźmi wszystkich możliwych spółek i instytucji oraz dążenia do upolitycznienia sektora prywatnego. Faktycznie tego typu działania PiS podejmuje, jednak nie mają one wiele wspólnego z Keynesem, a raczej przypominają politykę gospodarczą generała Franco.
Woś do tego stopnia nie znosi opozycji, że w innym swoim felietonie deklaruje, iż bliższy od polityków opozycyjnych jest mu… Tadeusz Rydzyk. „Kaczyński i Rydzyk jądrem polskiego wstecznictwa? To już nieaktualne. Dziś nie ma nad Wisłą większych konserwatystów niż zajadle anty-PiS-owska opozycja?” – mogli przeczytać kilka tygodni temu zdumieni czytelnicy.
Można byłoby jeszcze od biedy zrozumieć, gdyby napisał o Tadeuszu Cymańskim, ale o Rydzyku!? Można bardzo nie lubić programu Nowoczesnej czy PO, ale dla każdego myślącego człowieka Kamila Gasiuk-Pihowicz czy Borys Budka są praktycznie pod każdym względem lepsi od nienawistnego ksenofoba, a zarazem roszczeniowego milionera z Torunia. Dlaczego więc Woś broni tak dziwnej tezy? Z tekstu dowiadujemy się po raz kolejny, że prawo do aborcji albo związki partnerskie to tematy zastępcze, którymi żyje opozycja. Kluczowe są sprawiedliwość społeczna, nierówności czy wyzysk pracy przez kapitał, a o tym, jego zdaniem, mówi… PiS. Trudno powiedzieć, w czym przejawia się sprawiedliwość albo walka z nierównościami u Rydzyka, ale Woś jakimś cudem je znalazł. No i znowu słyszymy mantrę o cudownym programie Rodzina 500+. Nieoczekiwanie w tekście Wosia pojawia się też słowo „ksenofobia”. Kto jest ksenofobem? Nie Rydzyk! Nie Błaszczak! Ksenofobem jest każdy, kto krytykuje 500+. Koniec artykułu.
Najnowszy felieton Wosia zdumiewa może nawet bardziej niż poprzednie. Dowiadujemy się bowiem z niego, że „nowy kodeks pracy to osinowy kołek na wampira śmieciowego zatrudnienia”, choć nawet jeden z głównych architektów nowego Kodeksu, minister Rafał Zieleniecki, deklaruje, że jednym z głównych celów nowych rozwiązań jest wzrost… elastyczności na rynku pracy. Trudno zresztą ministrowi odmówić racji, skoro w nowym Kodeksie pojawiło się mnóstwo skrajnie antypracowniczych rozwiązań, w tym nowe formy niestabilnego zatrudnienia, ułatwienia w zwalnianiu pracowników czy możliwości niepłacenia za nadgodziny przez pracodawców. Ale Woś uprzedza krytykę. „Opozycja będzie straszyć, że to kodeks od PiS-u” – przekonuje i ogłasza, że nowy Kodeks jest doskonały, gdyż obok opozycji krytykuje go też część… pracodawców. A że krytykują go też największe centrale związkowe? Najwyraźniej tego Woś nie odnotował.
Rafał Woś jest wykształconym człowiekiem, który wie, o czym mówi. Trudno uwierzyć, że naprawdę uważa nowy Kodeks Pracy za milowy krok na drodze ku poprawie stosunków pracy w Polsce albo że Rydzyka ma za nowoczesnego polityka. Być może zdaniem Wosia te kuriozalne deklaracje sprawią, że zaskarbi sobie sympatię władzy. Może też Woś przekona część wyborców lewicy do zagłosowania na PiS albo sam wystartuje z list Prawa i Sprawiedliwości. Wydaje się to coraz bardziej realne. Tyle tylko, że ani lewica, ani ludzie pracy nic z tego nie będą mieli.
AI – lęk czy nadzieja?
W jednym z programów „Rozmowy Strajku” na kanale strajk.eu na YouTube, w minionym tygodniu…
…. folksdojcz?
Wolę z Wosiem czy Sroczyńskim stracić niż z Szumlewiczem zarobić.
Szumlewicz — lewicowy wielbiciel Budki czy mychy agresorki, lewak który przekonuje iż nie ma dla społeczeństwa ważniejszej rzeczy niż lesby, pedały, imigranty i skrobanki, napiszę krótko — idż pan w chooj z taką lewicą!!!!!!
Z taką lewicą sukces wyborczy widzę ogromny!!!!!!!
Wreszcie ktoś po lewej stronie napisał to co powtarzam od początku istnienia 500+! :)
Pan Woś to jeszcze nic, zajrzyjcie na Nowe Peryferie ci to już w ogóle chcą robić za lewe skrzydło PiS.
wariactwo przychodzi z nienacka