Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory dzięki wizerunkowi skutecznej, wiarygodnej partii, która nie ulega żadnym naciskom, tylko konsekwentnie realizuje swoje obietnice. Dotyczyło to nawet rozwiązań, które nie podobały się większości społeczeństwa. Z sondaży wynikało, że większość polskiego społeczeństwa sprzeciwiało się niszczeniu Trybunału Konstytucyjnego, a jednak PiS pozostał nieugięty i wbrew opinii publicznej pozbawił TK jakiejkolwiek autonomii. Po co, przekonaliśmy się dziś, gdy Trybunał zrobił to, czego wcześniej nie zrobił Sejm, czyli wydał wyrok na kobiety.
Realizując swoje zapowiedzi bez oglądania się na kogokolwiek, PiS umocnił wizerunek partii niepodatnej na naciski i nie oglądającej się na sondaże. Trudno powiedzieć, czy był to wynik celowej strategii, ale dzięki takiej polityce partia rządząca zyskała na wiarygodności nawet u części elektoratu jej nieprzychylnego. W ostatnich miesiącach coś jednak pękło i wizerunek PiS-u jako partii, która szybko i stanowczo realizuje swój program, zaczął się sypać. Okazało się, że konsekwencja PiS-u dotyczy głównie brutalnego zwalczania opozycji. W innych, programowych sprawach partia rządząca jest słaba i podatna na wpływy.
Przez kilka tygodni trwał spektakl dotyczący tzw. „piątki dla zwierząt”. Jarosław Kaczyński zadekretował, że w błyskawicznym tempie zostaną przegłosowane ustawy, które poprawią los zwierząt, zakładające między innymi zakaz hodowli zwierząt futerkowych i radykalne ograniczenie sprzedaży mięsa z uboju rytualnego. Nie wszyscy rozumieli determinację prezesa, ale większość Polaków spodziewała się sprawnego przeforsowania nowych rozwiązań. Tymczasem nie dość, że ustawa zatrzęsła całym rządem, to… wciąż nie weszła w życie. Na dodatek wydaje się, że rząd zmienił zdanie pod wpływem dużej demonstracji części środowisk wiejskich. Choć z wszystkich badań opinii publicznej wynika, że większość społeczeństwa popiera „piątkę dla zwierząt”, obecnie nie wiadomo, co dalej z tą ustawą będzie. Władza okazała się słaba i nieskuteczna w realizacji swoich celów, a na dodatek uległa wobec określonych grup interesu.
Również wobec górników władza okazała słabość. Najpierw rząd twardo deklarował, że nie będzie się uginać przed naciskami, a potem zawarł z górniczymi związkami zawodowymi porozumienie, z którego nikt nie jest zadowolony. Na dodatek jedynym zrozumiałym punktem podpisanego dokumentu jest harmonogram likwidacji kopalń, czyli rozwiązanie kompletnie sprzeczne z obietnicami wyborczymi PiS-u.
Najbardziej spektakularną formą braku sprawczości władzy jest jednak jej polityka wobec koronawirusa. Na tym polu rząd sprawia wrażenie kompletnie pogubionego. Służba zdrowia pogrążona jest w chaosie, a po kilkumiesięcznej bierności dopiero teraz minister zdrowia odkrył, że można budować szpitale polowe i korzystać ze sprzętu prywatnej służby zdrowia. Nie ma żadnego planu wdrożenia nowych tarczy antykryzysowych, chociaż sytuacja epidemiczna jest radykalnie gorsza niż pół roku temu. Dwa miesiące temu najważniejsi politycy partii rządzącej bagatelizowali epidemię i wprost mówili o jej końcu, dzisiaj są pogrążeni w panice i nerwowo śledzą sondaże, pokazujące, na jakie ograniczenia byliby w stanie zgodzić się Polacy. Większość społeczeństwa widzi nieporadne wahania władzy, zastanawianie się, czy można zamknąć siłownie czy pływalnie. Wystarczyła jedna demonstracja branży fitness i już rząd zaczął kluczyć i rozważać zmiany przepisów.
Mit PiS-u jako partii idącej naprzód jak czołg upadł i ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego kompletnie nie wie, jak odzyskać wiarygodność. Śladowa obecność w przestrzeni publicznej premiera, prezydenta i prezesa tylko pogłębia wrażenie bezradności i słabości obozu rządzącego. Przegrane głosowanie dotyczące przeniesienia obrad Sejmu to tylko potwierdzenie pogłębiającego się kryzysu partii rządzącej. Znamienne, że o porażce zadecydowała nieobecność kluczowych polityków PiS, z premierem i prezesem włącznie. Być może to znak, że upadek Zjednoczonej Prawicy jest bliższy niż większości z nas się wydaje.