Jarosław Kaczyński, dążąc za wszelką cenę do wyborów korespondencyjnych doprowadził swój obóz polityczny do poważnego kryzysu.
W siedzibie PiS odbyła się narada, podczas której poważnie rozważana była dymisja ministra aktywów państwowych Jacka Sasina. Jak podaje „Rzeczpospolita”, prezes obciążył go odpowiedzialnością za coraz bardziej prawdopodobne fiasko przeprowadzenia wyborów 10 maja. A to nie jedyny problem, który może poważnie wiarygodność polityczną Prawa i Sprawiedliwości.
Według „Rz” na Nowogrodzkiej miało dojść do awantury. Sasin miał bowiem oświadczyć Kaczyńskiemu, że Poczta Polska nie jest przygotowana na przeprowadzenie wyborów w najbliższą niedzielę, co było celem prezesa, który chciał w ten sposób wykorzystać moment, w którym kryzys gospodarczy będący wynikiem epidemii nie uderzy jeszcze z pełną mocą po kieszeniach obywateli, a wytresowane restrykcjami społeczeństwo poprze urzędującego prezydenta. Kiedy więc Kaczyński dowiedział się, że poczta nie podoła zadaniu, miał zażądać dymisji ministra. Ostatecznie przed utratą stanowiska uratował Sasina premier Morawiecki.
Poczta Polska zapewniała w oficjalnych komunikatach, że analizy pokazują, że wystarczą trzy dni intensywnej pracy listonoszy do doręczenia kart do głosowania wszystkim uprawnionym. Aby usprawnić ten proces, ministerstwo cyfryzacji przekazało spółce bazę numerów PESEL, co według wielu prawników było działaniem bezprawnym.
Na pięć dni przed planowanym terminem wyborów wszystko wskazuje na to, że elekcja 10 maja to mrzonka. Ustawa, która daje podstawę prawną pod wybory listowe wciąż jest procedowana w Senacie. Wyższa izba zagłosuje przeciwko jej uchwaleniu, co sprawi, że projekt wróci do Sejmu. I tu się zaczynają schody, bo Jarosław Gowin, lider Porozumienia – koalicjanta PiS zapowiada, że posiada wystarczające siły do uniemożliwienia odrzucenia weta senackiego, co oznaczałoby koniec marzeń – nie tylko o wyborach, ale najpewniej również o dalszym trwaniu Zjednoczonej Prawicy.
PiS, w akcie desperacji próbuje przekupić posłów Porozumienia i PSL oferując w zamian za przyłączenie się do obozu władzy podczas jutrzejszego głosowania stanowiska w spółkach skarbu państwa. Ludowcy mówią wprost: to akcja korupcyjno-polityczna. Poseł Paweł Kukiz ujawnił, że do innego parlamentarzysty Stanisława Żuka zadzwonił szef gabinetu politycznego premiera Mateusza Morawieckiego Krzysztof Kubów i poprosił o spotkanie. Miał sugerować parlamentarzyście, żeby ten nie brał udziału w głosowaniu korespondencyjnym. „Czy mógłby na chwilę wyjść do łazienki czy coś. Kiedy Żuk się dziwi i mówi, że prawdopodobnie będzie głosował z domu, pada sugestia, że może by mu się akurat popsuł tablet, przez który ma głosować” – napisał Kukiz. Dodał też, że Kubów miał „wrócić z niczym”. W podobny sposób czyniono podchody pod Jarosława Sachajkę, Agnieszkę Ścigaj i Stanisława Tyszkę. Podobno bezskutecznie.
Mimo, że część posłów Porozumienia wypowiedziała posłuszeństwo Gowinowi i zamierza zagłosować zgodnie z linią rządu, PiS prawdopodobnie większości nie skompletuje. W takiej sytuacji wariantem awaryjnym jest zarządzenie stanu nadzwyczajnego i przeniesienie wyborów na sierpień. Dla obozu władzy może to jednak oznaczać utratę Pałacu Prezydenckiego, bo ostatnie sondaże pokazują, że w normalnym trybie wyborów do rozstrzygnięcia potrzebna będzie druga tura, w której rywalem Andrzeja Dudy ma być katolicki celebryta Szymon Hołownia.
Co jednak, gdy PiS znajdzie większość i wybory listowe staną się faktem? Nie ma żadnej pewności, że Poczta Polska podoła zadaniu dostarczenia kart i przeprowadzenia głosowania. Polski dostarczyciel jest jednym z najbardziej awaryjnych w UE. Według danych z 2018 roku zaledwie 57,1 proc. przesyłek dostarczonych zostało przez Pocztę na czas. Gorszy wynik – 53,8 proc., osiągnęła tylko poczta hiszpańska