Wszyscy ci, którzy po wyborach samorządowych wieszczyli upadek PiS, muszą czuć się rozczarowani: partia rządząca wciąż prowadzi w badaniach opinii publicznej.
Badania CBOS z tego miesiąca wskazują, że gdyby wybory odbyły się w tym miesiącu, Prawo i Sprawiedliwość zdobyłaby 42 proc. poparcia. To o dwa punkty procentowe więcej niż miesiąc wcześniej. Poza partią Jarosława Kaczyńskiego w Sejmie znalazłyby się jeszcze pięć innych ugrupowań, które jednak nie są w stanie zagrozić pozycji PiS. PO otrzymało dokładnie dwa razy mniej głosów niż partia władzy – 21 proc. PSL, po dobrych przecież wyborach samorządowych trzyma się nieźle choć na niskim parlamentarnym poziomie – jedynie 7 proc. Na Kukiz ’15 zagłosowałoby 6 proc. wyborców i na SLD 5 proc, dzięki czemu partia Czarzastego znalazłaby się w parlamencie. Pozostałe partie nie przekroczyły progu wyborczego, w tym partia razem, która tradycyjnie już obstawia dół tabeli partii, na które Polacy chcą głosować. Partia Adriana Zandberga dostałaby jedynie 2 proc., podobnie jak partia .Nowoczesna. ta ostatnia odnotowuje najbardziej spektakularny upadek wśród ugrupowań jawnie neoliberalnych i jest jeszcze żywym dowodem na to, że sojusze z PO małym ugrupowaniom po prostu szkodzą.
Warto zwrócić uwagę, że gdyby taki właśnie był skład obecnego parlamentu, wszystkie partie, nawet gdyby się zjednoczyły, nie byłyby w stanie odrzucić jakiegokolwiek projektu przygotowanego przez PiS.
Zatem prognozy, że wybory samorządowe i przegrana w dużych ośrodkach miejskich to początek końca PiS, nie sprawdziły się i były bardziej myśleniem życzeniowym niż realną oceną stanu rzeczy. Być może dopiero afera KNF będzie w stanie zachwiać hegemonią Prawa i Sprawiedliwości tym bardziej, że media liberalne robią co w ich mocy, by tak się stało. To jednak będzie można sprawdzić dopiero podczas następnego badania CBOS.