Site icon Portal informacyjny STRAJK

Po owocach go poznaliście

Od czasu objęcia stanowiska papieża, Jorge Bergoglio jest ulubieńcem mediów. Na ich potrzeby składa piękne deklaracje, robi miłe gesty. Gani, co zganić powinien i pochyla się nad tymi, nad którymi media chcą by się pochylił. I tyle.

Papież Franciszek jest bowiem największą porażką na tym stanowisku od niemal 60 lat. Przychodził do Watykanu jako odnowiciel. Miał według watykanologów być nowym Janem XXIII. Facetem, który zrewolucjonizuje Kościół i stworzy zeń instytucję przystającą do współczesności.

Jan XXIII rządził Kościołem 5 lat i mógł wywrócić go do góry nogami. Następnym papieżom powrót do czasów sprzed pontyfikatu Jana XXIII zajął wiele dziesięcioleci. Ale żadnego z nich nie można było posądzić o to, że mówi jedno, a robi co innego.

W tym czasie katolicyzm stał się na świecie synonimem sankcjonowania pedofilii, robienia przewałów finansowych, opływania w luksusy, walki z lewicującymi księżmi i ludobójczej dla Afryki polityki antyprezerwatywowej.

Bergoglio miał z tym skończyć. Na początku odciął się od luksusu i miast mieszkać w pałacowych wnętrzach, zajmuje ledwie kilka pokoi w budynku obok. Jeździ mniejszymi samochodami, dzwoni do ludzi. Odwiedza uchodźców. Rozumie homoseksualistów. Troszczy się o nieślubne dzieci. Wyciąga rękę do rozwodników. Krytykuje bogactwo kleru. Ujmuje się za kobietami, które przerwały ciążę. I robi milion innych gestów okraszonych ciepłym, ojcowskim uśmiechem.

I tak od niemal 4 lat.

Facet, który w swojej instytucji ma władzę absolutną, nie jest w stanie nic z tych rzeczy od zarządzanego przez siebie Kościoła wyegzekwować. Nie musiałby wiele. Wystarczyłoby wysłać na emerytury niewygodnych dla niego biskupów, mianować takich, którzy myślą tak jak media sądzą, że myśli papież. I byłoby po sprawie.

Ale nic z tych rzeczy. Franciszek co chwila, robi miły dla oka i ucha gawiedzi gest, za którym nic nie stoi. Praktyka Kościoła katolickiego nie zmieniła się w czasie tego pontyfikatu nawet o jotę. Hierarchowie nadal mieszkają w pałacach i hodują daniele jak Głódź. Księża zamiast masowo przyjmować uchodźców i namawiać do tego wiernych, szczują na nich tak jak Międlar. Proboszczowie miast na kazaniach uczyć szacunku dla odmienności organizują przemarsze ONR.

Otwarty Kościół papieża Franciszka najlepiej widać przez pryzmat mianowania na szefa diecezji krakowskiej abp. Marka Jędraszewskiego. Emanujący tolerancją dla innych wyznań i religii, zrozumieniem dla ideałów lewicy, miłością do uchodźców, rozwodników i samotnych matek papież, podpisuje nominację dla faceta, o którym można powiedzieć wszystko, poza tym, że coś rozumie ze współczesności.

Jędraszewski nie trawi nikogo, kto nie wyznaje katolicyzmu. Wszystko inne jest dla niego lewacką, czerwoną zarazą. Arcybiskupowi nie dość tego co Kościół dostał od państwa przez ćwierć wieku, żąda więcej i więcej. Dla niego Gender to śmierć cywilizacji, in vitro to zbrodnia, uczestniczki „czarnego protestu” to… wiadomo kto. Bohaterem bajki Jędraszewskiego jest oczywiście Rydzyk. No i Macierewicz z jego smoleńskim obłędem.

Jeszcze parę tygodni temu, przez centrowe media przewijała się cała kolejka ewentualnych kandydatów na miejsce Dziwisza. Wymieniano wszystkich liberalnych, oględnych i wypowiadających się w tonie Franciszka. Wybór papieża katolickich pięknoduchów zaskoczył. Niesłusznie. Polska rządzona przez kler jest w Watykanie postrzegana świetnie. A skoro Kościół ma tu władzę, to po co cokolwiek zmieniać. Hipokryzja papieża Franciszka jest rozbrajająca i świadczy wyłącznie o tym, że wszystko co mówi jest obliczone na pozyskiwanie przychylności publiki w krajach cywilizowanych, gdzie katolicyzm kojarzy się z grepsami z „Sensu życia wg Monty Pythona”.

U nas Kościół nie musi o nic walczyć. Ma władzę i jak czegoś mu trzeba, to sobie weźmie sam.

Exit mobile version