Trwa dyskusja wokół pracownika IKEI, który na forum służbowym przytoczył cytaty z Biblii, zachęcające do mordowania gejów i lesbijek. IKEA zwolniła go, twierdząc, że łamie regulamin panujący w firmie i podstawowe zasady współżycia społecznego. Nawet biorąc pod uwagę klimat panujący w Polsce, trudno było przewidzieć, że rząd, Kościół, mnóstwo prawicowych mediów, a na dodatek część dziennikarzy mających się za lewicowych, stanęło w obronie człowieka, który publicznie i konsekwentnie nawoływał do zabijania osób nieheteroseksualnych.
Coroczne raporty Państwowej Inspekcji Pracy pokazują, że pracodawcy często łamią przepisy prawa pracy. Często mobbingują i dyskryminują pracowników. Często wymuszają na pracownikach odejście z pracy. Naciągają przepisy i wykorzystują kruczki prawne, aby pogorszyć warunki pracy. Zdarza się jednak i tak, że to pracownik mobbinguje, dyskryminuje, krzywdzi innych pracowników. Firma nieraz przygląda się z boku sporom między pracownikami, czasem wspiera pracownika krzywdzącego innych pracowników, ale niekiedy też chroni pracownika dyskryminowanego .
W przypadku IKEI sytuacja jest jasna: zatrudniony posiłkujący się cytatami z Biblii w celu nawoływania do mordowania gejów i lesbijek złamał mnóstwo przepisów prawa pracy, a być może też prawa karnego i powinien w trybie natychmiastowym stracić pracę ze względu na krzywdę innych. Materiały w tej sprawie są jawne i publicznie znane. Nie ma tu znaczenia, czy firma jest polska, szwedzka czy kenijska.
Jeżeli pracownik konsekwentnie nawołuje do przemocy wobec innych pracowników i to na dodatek takich, którzy nigdy nie uczynili mu krzywdy, to niezależnie od źródeł jego przekonań, są podstawy do konsekwencji dyscyplinarnych.
W dyskusji nad aferą w IKEI zazwyczaj przytacza się art. 100 Kodeksu Pracy. Zgodnie z nim pracownik jest między innymi zobowiązany „przestrzegać regulaminu pracy i ustalonego w zakładzie pracy porządku” oraz „przestrzegać w zakładzie pracy zasad współżycia społecznego”. Krytycy IKEI wskazywali, że jest to szwedzka firma, której wewnętrzne regulaminy nie odpowiadają polskiej specyfice. Trudno pojąć, jak można uznać za nasz lokalny koloryt nawoływanie do zabijania ludzi, ale to nie jedyny punkt prawa pracy, który usprawiedliwia decyzję władz firmy.
Zgodnie z art. 18 (3a) „Pracownicy powinni być równo traktowani w zakresie nawiązania i rozwiązania stosunku pracy, warunków zatrudnienia, awansowania oraz dostępu do szkolenia w celu podnoszenia kwalifikacji zawodowych, w szczególności bez względu na płeć, wiek, niepełnosprawność, rasę, religię, narodowość, przekonania polityczne, przynależność związkową, pochodzenie etniczne, wyznanie, orientację seksualną”, a ponadto przejawem dyskryminowania jest „działanie polegające na zachęcaniu innej osoby do naruszenia zasady równego traktowania w zatrudnieniu lub nakazaniu jej naruszenia tej zasady” oraz „niepożądane zachowanie, którego celem lub skutkiem jest naruszenie godności pracownika i stworzenie wobec niego zastraszającej, wrogiej, poniżającej, upokarzającej lub uwłaczającej atmosfery”. Nikt chyba nie zaprzeczy, że nawoływanie do zabijania gejów i lesbijek narusza zasady równego traktowania, tworzy wokół nich zastraszającą, wrogą atmosferę i narusza ich godność. Godność tę narusza też uznawanie homoseksualistów za dewiantów.
Człowiek, który w środowiskach prawicowych przedstawiany jest jako bohater, w sposób oczywisty więc złamał prawo i naraził na krzywdę innych pracowników. Trudno zrozumieć, jak można solidaryzować się z kimś takim, nie przejmując się zarazem odczuciami innych, którzy przeczytali, że „będą ukarani śmiercią, a ich krew spadnie na nich”.
Ponadto pracodawca nie tylko mógł, ale zgodnie z polskim Kodeksem Pracy miał obowiązek podjąć zdecydowaną reakcję w sprawie. Zgodnie z art. 94 Kodeksu Pracy „Pracodawca jest zobowiązany przeciwdziałać dyskryminacji w zatrudnieniu, w szczególności ze względu na płeć, wiek, niepełnosprawność, rasę, religię, narodowość, przekonania polityczne, przynależność związkową, pochodzenie etniczne, wyznanie, orientację seksualną”. Grożenie śmiercią gejom i lesbijkom oraz uznawanie ich za dewiantów siejących zgorszenie jest oczywistą formą dyskryminacji, więc reakcja IKEI bezpośrednio wynikała z prawa pracy. Warto też podkreślić, że pracodawca apelował do zatrudnionego, by ten usunął nienawistne wpisy. IKEA zwolniła go dopiero, gdy odmówił i zadeklarował, że groźby śmierci wobec części pracowników na forum służbowym są ważną częścią jego przekazu.
Za rządów PiS-u przesuwane są kolejne granice nienawiści i bezprawia. Smutne to i straszne, że nawet część ludzi do niedawna sympatyzujących z lewicą powiela dzisiaj obrzydliwe, ksenofobiczne klisze.