Konwencja ma pomóc Platformie Obywatelskiej odzyskać wigor. Nieboszczyk już jest, trwają, jak widać, poszukiwania kadzidła.
PO konwencję rozpoczyna z optymizmem, bo kto miał odejść, to odszedł (Niesiołowski i koledzy), a kto uznał przywództwo Schetyny, ten podkulił ogon i okazuje posłuszeństwo (Ewa Kopacz). To jednak może być za mało, by partia wróciła do swej niegdysiejszej potęgi. Lech Wałęsa uświetnił zaś imprezę Grzegorza Schetyny, występując w roli politycznego ozdobnika.
Plan PO jest następujący: najpierw uporządkować szeregi i doprowadzić do sytuacji, w której w partii zostaną tylko lojalni i mało krytyczni zwolennicy nowego kierownictwa, następnie zareklamować się Polakom dzięki nowej deklaracji programowej, czy też, jak to określił jeden z rozmówców portalu wp.pl „przystąpić do gonienia PiS”.
Wspomniana deklaracja zaproponuje zmiany w funkcjonowaniu państwa (możliwość odwołania prezydenta w referendum, rozdzielenie funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, zmian w strukturach wojewódzkich i dwukadencyjności samorządowców, bez burmistrzów i prezydentów miast, likwidacja CBA i IPN). Propozycje te, choć interesujące, mało interesują przeciętnego Polaka, widać więc, że są adresowane do już przekonanych wyborców PO. Natomiast do wyborców spoza tradycyjnego elektoratu mają trafić propozycje legalizacji związków partnerskich i finansowanie z budżetu państwa zabiegów in vitro. Dla kręgów liberalno-lewicowych to dużo za mało. Z kolei propozycja, by program 500+ skierować tylko do najbiedniejszych może tylko rozdrażnić tych, którzy jeszcze pamiętają, że dla PO to kryterium służyło do jak najmocniejszego ograniczania wypłat naprawdę potrzebującym z budżetu państwa. W tajemnicy trzymano nazwiska gości, mających wystąpić na konwencji. Ale nawet żeby to była Angelina Jolie do spółki z Bradem Pittem, to raczej PO mało pomoże.