Napaść pseudokibiców Legii na własnych piłkarzy może zakończyć się finansową katastrofą dla stołecznego zespołu. Jak informują media, powołując się na rozmowy z prawnikami zawodników: Luquinhas oraz Mahir Emreli są zdeterminowani, aby wnieść o rozwiązanie kontraktów z winy klubu.
Bijąc swoich piłkarzy kibole Legii chcieli sprawić, że ci zaczną grać lepiej. Tymczasem poturbowani sportowcy być może już wcale nie wybiegną na boisko w barwach „Wojskowych”. Prawnicy Rafaela Lopesa, Mahira Emreliego i Luquinhasa analizują obecnie kontrakty swoich klientów pod kątem możliwości przedwczesnego zakończenia współpracy z winy klubu, który ich zdaniem mógł dopuścić się zaniedbać jeśli chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa piłkarzom.
Ponad 20 proc. budżetu pójdzie w piach?
Jak informuje Maciej Iwański, dziennikarz TVP Sport, niedzielny incydent może kosztować Legię nawet pięć milionów euro. Tyle wyniosą bowiem odszkodowania dla trójki poszkodowanych piłkarzy. Klub musiałby wypłacić im równowartość zsumowanych wynagrodzeń wynikających z kontraktów, a piłkarze, w przypadku Mahira Emreliego i Luquinhasa – pod względem sportowym kluczowi, nie zagrali by już dla stołecznej drużyny ani minuty. Dla Legii byłby to potężny cios, gdyż budżet klubu wynosi obecnie ok 23 milionów euro. Bacząc na to, że Legia straci ogromne pieniądze z powodu braku awansu do europejskich pucharów po obecnym sezonie i niskiej pozycji z lidze, albo nawet spadku z Ekstraklasy, warszawską drużynę może czekać katastrofa finansową.
W kontraktach tkwi szczegół
Jak realny jest taki scenariusz? Jak podaje Michał Żukowski, specjalista od prawa sportowego, wszystko zależy od zapisów w kontraktach zawodników. Może się okazać, że w umowie mają, iż ewentualne spory mają rozstrzygać organy związane z PZPN. – W przypadku, gdyby rozpatrywałby to sąd polubowny działający przy PZPN, to przepisy polskiej federacji ściśle określają, z jakich powodów zawodnicy mogą rozwiązać kontrakt z winy klubu. I takiego przypadku, jak ten nie ma. Natomiast piłkarze mogą złożyć wniosek o rozwiązanie umowy z winy pracodawcy do PSP – powiedział w rozmowie z TVP Sport.
Ktoś tu kręci
Co ważne, policja w wydanym komunikacie podaje, że klub nie miał zapewnionej ochrony policji. Do sprawy odniósł się rzecznik Komendy Stołecznej który wskazał, że nie było żadnej eskorty policyjnej, bo taka nie przysługuje, nawet najlepszemu klubowi w Polsce. „Kiedy policjanci podjechali, osoby rozeszły się. Nikt wówczas nie mówił o żadnym przestępstwie” – napisał na Twitterze Mariusz Ciarka.
Tymczasem klub napisał w oświadczeniu: „Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami i podjętymi środkami ostrożności, autokar z piłkarzami wracał do ośrodka treningowego w eskorcie policji”.
Być może władze Legii chciały stworzyć wrażenie, że dopełniono wszelkich starań na polu zapewnienia bezpieczeństwa.