Pracownicy brytyjskich kolei, zachęceni powodzeniem strajku w południowej Anglii, rozpoczynają walkę na kolejnym polu. Tym razem pracę mają przerwać zatrudnieni w spółce Eurostar, która obsługuje połączenia z kontynentalną Europą.
Strajk ma się rozpocząć dzisiaj i potrwa przez cały weekend. Dyrekcja przewoźnika Eurostar jest mocno zaniepokojona, bowiem 12-16 sierpnia to newralgiczny okres dla francuskich i brytyjskich firm transportowych. We Francji rozpoczyna się długi weekend związany z jednym z świąt, a wyspiarze w tym terminie masowo wracają z wakacji. Dlatego też każde niezrealizowane połączenie może poskutkować tłumem wściekłych pasażerów czekających na dworcach.
Związkowcy z centrali RMT mają jednak poważny powód, by zorganizować protest. Dyrekcja Eurostar od kilku miesięcy nie była zainteresowana zdaniem personelu w sprawie ustalenia harmonogramu połączeń na najbliższy rok. Mick Cash, przewodniczący związku, podkreśla, że odmowa pracy jest ostatecznym argumentem, który ma przekonać władze spółki do podjęcia negocjacji. – Od dawna pozostajemy w sporze z pracodawcą co do równowagi między pracą a naszym życiem prywatnym. Frustruje nas brak reakcji. Jeśli teraz nie dojdziemy do porozumienia, to potem będzie za późno, bo rozkładu zostaną wydrukowane i bardzo trudno będzie cokolwiek zmienić – wyjaśnia Cash, który w Wielkiej Brytanii jest nazywany „człowiekiem, który zatrzymał ruch w Królestwie”, gdyż jego związek w ubiegłym tygodniu przeprowadził spektakularną, największą od 50 lat akcję strajkową na kolei. Odmowa pracy konduktorów z spółki Southern doprowadziła do paraliżu transportu szynowego w całej południowej Anglii. Przewoźnik nie był w stanie zapewnić usług ok. 300 tys. pasażerom dziennie. Ostatecznie strajk został zawieszony, gdy zarząd zadeklarował, że jest skłonny wrócić do rozmów bez żadnych warunków wstępnych.
Strajk, który rozpoczęli dzisiaj pracownicy Eurostar nie będzie miał tak dużego zasięgu. Na dziś zaplanowano odwołanie dwóch połączeń z Brukselą, jednak związkowcy zapowiadają, że w kolejnych dniach liczba niezrealizowanych połączeń może się zwiększyć, jeśli zarząd nie wyrazi chęci powrotu do stołu negocjacyjnego. Wiadomo już, że w niedzielę i poniedziałek nie będą kursować pociągu pomiędzy Londynem a Paryżem, co może spowodować spore komplikacje. Przewoźnik deklaruje, że postara się znaleźć rozwiązanie zastępcze, jednak podobne obietnice składali szefowie Southern w ubiegłym tygodniu i okazały się one mrzonkami.
Podobnie jak przy okazji poprzedniego strajku, także tym razem głos zabrał minister transportu Chris Grayling. Jeden z najbardziej antypracowniczych członków gabinetu Theresy May określił akcję związkowców jako „niepotrzebną” i po raz kolejny podjął próbę szczucia pasażerów przeciwko uczestnikom strajku, sugerując, że jest to „działanie egoistów oparte na trywialnych pobudkach”.
Warto również pamiętać, że jedną z przyczyn nasilenia protestów pracowniczych w Wielkiej Brytanii jest przeforsowana niedawno w Izbie Gmin ustawa, która ogranicza możliwość organizowania strajków oraz osłabia wpływy centrali związkowych.