Prokuratura Krajowa (PK) ma wyraźnie dość wygłupów tzw. „podkomisji smoleńskiej”. Wydano postanowienie, które ogranicza członkom zespołu Macierewicza dostęp do samolotu Tu 154M o numerze 102, bliźniaczej niemal kopii tego, który uległ katastrofie w 2010 r.
Prokuratorzy włączyli po prostu rzeczony samolot w poczet materiału dowodowego śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej. To zapobiegnie samowolce ludzi Macierewicza. Śledczy ewidentnie nie mogli już wytrzymać – nie radzili sobie ze skutkami ich działalności. Teraz każda osoba, która zażyczy sobie dostępu do samolotu będzie musiała o to wnioskować w trybie przewidzianym odpowiednimi procedurami.
Decyzja ta – rzeczywiście nieco zaskakująca – zapadła ze względu na to, że podkomisyjne kadry obchodziły się z samolotem w sposób chuligański. Jak czytamy w postanowieniu Prokuratury Krajowej sejmowi „smoleńczycy” doprowadzili do „uszkodzenia krytycznych elementów siłowych konstrukcji” maszyny, a zmiany oceniono jako „trwałe i nieodwracalne”.
„Przeprowadzona inwentaryzacja przez komisję techniczną, powołaną rozkazem Dowódcy 3. Skrzydła Lotnictwa Transportowego wykazała, iż doszło do uszkodzenia krytycznych elementów siłowych konstrukcji płatowca, spowodowanych badawczą działalnością Podkomisji do Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego. Charakter tych zmian jest trwały i nieodwracalny […] przedmiotowy samolot podlega stopniowej dewastacji, mimo że jest istotnym źródłem informacji o przebiegu katastrofy samolotu TU-154M nr 101 w pobliżu Smoleńska” – czytamy w dokumencie.
„Jego cechy techniczne – bliźniaczy model z samolotem, który uległ katastrofie pod Smoleńskiem, brak innego dostępnego dla organów procesowych modelu tego samolotu na świecie, a więc niepowtarzalność takiego statku powietrznego stanowią, iż może on służyć jako środek dowodowy do ustalenia przyczyn i okoliczności katastrofy. Stwierdzenie takie znajduje także uzasadnienie w okoliczności, iż zarówno biegli powołani w toku śledztwa, jak i prokuratorzy, nie dysponują swobodnym dostępem do wraku samolotu znajdującego się na terenie Federacji Rosyjskiej. Badania powołanych przez prokuraturę biegłych mają charakter badań naukowych o wysokim poziomie specjalizacji. Nie można więc wykluczyć, iż przedmiotowy samolot będzie jedynym dowodem, przy użyciu którego będzie można wykonać specjalistyczne badania, symulacje, czy też eksperymenty procesowe.” – napisali również przedstawiciele Prokuratury Krajowej.
Podkomisja smoleńska Macierewicza zniszczyła drugiego polskiego Tupolewa-tak uznała Prokuratura Krajowa, która przejęła ten samolot. Wśród niszczycieli samolotu miał być Glenn Jorgensen-no piękny cios w Antoniego.
— Kamil Waszkiewicz (@kamil_wasz97) November 21, 2019
Samolot TU 154M o numerze 102 jest własnością Ministerstwa Obrony Narodowej. Znajduje się w bazie lotniczej w Mińsku Mazowieckim. Od chwili włączenia go do zbioru materiałów dowodowych dowódca tej jednostki będzie odpowiedzialny za ochronę maszyny przed jakąkolwiek ingerencją bez zgody śledczych z PK.
Postanowienie to spotkało się z przewidywalnie nieżyczliwą reakcją „smoleńczyków”. Specjalne oświadczenie dla Polskiej Agencji Prasowej w tej sprawie przygotowała niejaka Marta Palonek, sekretarz macierewiczowskiej podkomisji.
„Podkomisja wyraża zdumienie, że jej prace stają się przedmiotem ataków w sytuacji braku dowodu rzeczowego (wrak samolotu) na terenie Polski oraz braku możliwości wykonywania nieskrępowanych prac przez przedstawicieli polskich organów, w tym prokuratury, na terenie Federacji Rosyjskiej” – można przeczytać w rzeczonym oświadczeniu.
Paliwo histerii, którą zakażono całe społeczeństwo tuż po katastrofie w 2010 r. ulega – jak się zdaje – wyczerpaniu. PiS miał szansę na zapowiadane przez tyle lat „ujawnienie prawdy” przez całą ubiegłą kadencję – w rękach „Prezesa Państwa” znalazły się wszak wszystkie instytucje, a sam PiS przepoczwarzać się zaczął w korporację wchłaniającą państwo. Do swojej dyspozycji rządzący mieli cały aparat i nie zrobili niczego, tudzież nie „ujawnili” żadnej „prawdy”. Kilka razy doprowadzono jedynie do drobnych wzmożeń, to wszystko. Trudno doprawdy zinterpretować to inaczej niż jako kolejny dowód na to, że narracje uznające incydent koło Smoleńska za coś więcej niż katastrofę komunikacyjną, to zwyczajny spiskowy puc.