Marsze nacjonalistów w Hajnówce już w poprzednich latach obserwowałam tyleż ze smutkiem, co z zażenowaniem. Ze smutkiem, bo nie ulega wątpliwości, że mieszkańcom Podlasia wyrządza się krzywdę, ostentacyjnie depcząc ich uczucia i pamięć ich zamordowanych przodków. Z zażenowaniem – bo zasób haseł i transparentów na marszu, na który zjeżdża więcej reporterów i policji niż samych uczestników, stanowił kompletne kuriozum.

Media lewicowe i liberalne co roku tłumaczą, w ślad za samymi mieszkańcami, dlaczego demonstracja jest bolesną prowokacją dla prawosławnych. Sami maszerujący robią wszystko, by udowodnić, że to nie z współobywatelami innego wyznania mają problem, a z, oczywiście, komuną. Już w poprzednich latach sugerowali, że prawosławni są mile widziani na marszu, byle zgodnie z katolikami krzyczeli o Polsce nie tęczowej, nie czerwonej, a chrześcijańskiej i narodowej czy „Byłeś w ZOMO, byłeś w ORMO, teraz jesteś za Platformą”. W tym roku była jeszcze zachęta  dodatkowa: transparent ze zdjęciami dwóch „wyklętych” wyznania prawosławnego (owszem, byli tacy). Kawałek dalej niesiono inny, wzywający nieobecnego Michnika, by przepraszał za ojca i brata.

Hajnowscy amatorzy maszerowania są straszni w łatwości, z jaką usprawiedliwiają każdy „wyczyn” swoich idoli. Jeszcze straszniejsi są jednak ludzie na górze, w ipeenowskich i partyjnych gabinetach, którzy zrobili z ich przekazu, ukierunkowanego na szokowanie i zwracanie medialnej uwagi, program polityczny. Kilka lat temu „wyklęci” byli już wprawdzie bohaterami polityki historycznej, a dyskusję o sensie i motywacjach ich walki skutecznie zablokowano, ale centralnymi postaciami tej narracji pozostawali rotmistrz Pilecki i generał Nil. „Bury” z równie krwawym „Ogniem” snuli się niczym upiory gdzieś na marginesach, mordercę Białorusinów IPN zupełnie słusznie opisał nawet jako sprawcę czynów ludobójczych. Prawica nie zwykła jednak poprzestawać na połowicznym wdrażaniu swoich narracji. Kiedy pierwsza jej część została już skutecznie wdrukowana do głów, z satysfakcją oddano głos ekstremistom. Fani Obozu Narodowo-Radykalnego nie są jak polska lewica, która nieustannie dokonuje krytycznego przeglądu własnej historii, rezygnując z postaci potencjalnie kontrowersyjnych. Zamiast się za „Burego” tłumaczyć, zmontowali kompletne usprawiedliwienie jego czynów. Zamordowani, nawet dziecko w kołysce, stali się komunistami, których trzeba było zlikwidować. Chwała wielkiej Polsce!

Kwintesencją absurdu piątej edycji hajnowskiego marszu był człowiek w dresie z emblematem NSZ, który dumnie niósł hasło, jakoby „wyklęci” walczyli o Polskę demokratyczną i wolnorynkową. Jak widać nie doczytał nawet wydawnictw polskich narodowców, z którymi postanowił się utożsamić, nie dotarł do koncepcji Katolickiego Państwa Narodu Polskiego, które nie miało być szczególnie demokratyczne, a i teoretycy wolnego rynku nie byliby nim zachwyceni. Nieważne. „Wyklęci” byli dobrzy i wolny rynek jest dobry, więc składamy wszystko razem i czego lewaku nie rozumiesz?

Część moich hajnowskich znajomych z niejaką irytacją obserwowała co roku zjazd mediów do ich miasteczka, przekonując mnie, że stawianie marszu o tak kuriozalnym przekazie w centrum uwagi, choćby po to, by go potępić, tylko narodowców napędza. Coś w tym było. Od kiboli przekwalifikowanych na bojowników z komuną bardziej niebezpieczni są ci, którzy zbudowali nad nimi parasol poparcia i systematycznie głoszą przekaz już nie kuriozalny, ale straszny od początku do końca. Oni już świetnie wiedzą, co stało w programie NSZ i gdyby uznali, że takie jest polityczne zapotrzebowanie, nie zawahaliby się poszczuć na „nieprawdziwych Polaków”, bez kombinowania, czy prawosławny mógł być „wyklętym”. Ich idee już są w głównym nurcie, systematycznie kształtując myślenie kolejnych roczników Polaków o świecie, odbierając wszelkie inne perspektywy patrzenia niż ściśle narodowa. Takich młodych ludzi, jak miłośnik „wyklętych” i wolnego rynku, już wychowali setki tysięcy.

Lewica potrafi w Hajnówce przypominać o tym, kim ofiary były naprawdę i nazwać „Burego” mordercą. Czy będzie potrafiła zawalczyć o pamięć i tożsamość zbiorową w szerszej perspektywie? Przekroczyć własne ograniczenia, przełamać uprzedzenia – i sprzeciwić się sprowadzaniu wszystkiego do walki z „komuną”?

patronite

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Pan ma zdjęciu to Jan Bodakowski, prawicowy publicysta współpracujący m.in. z Jackiem Międlarem.

  2. Nie jestem zbytnim zwolennikiem metod Towarzysza Feliksa Edmundowicza, ale ponieważ nienawidzę głupoty, gdyż jest zaraźliwą, akurat takie metody są chyba jedynymi skutecznymi.

  3. walczyli o dostęp do telefonów komórkowych których zabronił Bierut.Wszystko gamonie zawdzięczacie solidaruchom

  4. „nie są jak polska lewica, która nieustannie dokonuje krytycznego przeglądu własnej historii, rezygnując z postaci potencjalnie kontrowersyjnych”
    I to jest prawdopodobnie błąd polskiej lewicy. Mając relatywnych i krytykowanych we własnych szeregach bohaterów, nie ma się ich wcale i nie ma się własnej twarzy. Trzeba to zmienić, a nie wstydzić się np. Lenina.

    1. dokładnie… czy w świecie zdominowanym przez wielki kapitał i promowane przez niego żądze można przejąć władzę w sposób pokojowy? ;) czy taki świat, na szczęście ginący (zbyt) powoli w spowodowanej przez siebie katastrofie, można naprawić pokojowo? bohaterów lewica ma takich, jacy mieli szansę cokolwiek zmienić

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…