Pytanie o finanse polskiego kościoła jest zawsze ekscytujące, gdyż nigdy nie da się uzyskać jednoznacznej odpowiedzi. Poza wpływami umieszczonymi w oficjalnej dokumentacji istnieje bowiem jeszcze mechanizm zasilający pod nazwą “co łaska”.

Minione właśnie Święto Zmarłych było kolejnym strzałem w stopę rządu Morawieckiego. Pęd do demonstrowania pustej aktywności widać wszedł politykom PiS tak mocno w krew, że wszelka logika dawno opuściła przestrzenie ich szarych komórek. Zamknięcie cmentarzy na dzień przed świętem polegającym na porzucaniu żywych, by czcić zmarłych peregrynując po nekropoliach i skupując masowo chryzantemy, miało zapobiec rozprzestrzenianiu się Polsce SARS-Cov-2. Cóż, pomogło dokładnie tak samo jak zamknięcie basenów i siłowni. Statystyki zakażeń jak rosły tak rosną. Widać ludzie zarażają się gdzieś indziej, może na przykład w korporacyjnych biurach? Tych jednak nikomu nie spieszno zamykać. Tym razem rykoszetem dostali ogrodowo-grobbingowi ciułacze, zwłaszcza handlarze rzeczonych chryzantem. Uszczerbku nie poniesie jednak kościół zbijający krocie na grzebaniu zmarłych.

Polski kościół to bodaj najprężniejsze przedsiębiorstwo w Polsce. Dostaje wsparcie finansowe od państwa i jest właścicielem 17 533 budowli sakralnych oraz około 160 tysięcy hektarów gruntów. Gdyby jednak faktycznie był korporacją czy inną komercyjną jednostką dużej skali zobowiązany byłby do finansowej przejrzystości. Nie jest. Niemniej, w ciągu ostatniej dekady wiele osób, organizacji i mediów podjęło próbę zbadania faktycznej zamożności i zarobków polskiego kościoła. Zapewne by wyprzedzić ruch i ewentualne społeczne oburzenie kardynał Kazimierz Nycz oświadczył jeszcze siedem lat temu, że roczne przychody Kościoła w postaci ofiary wyznawców wynoszą 6 mld zł. Dzisiejsze szacunki pokazują jednak, że roczne zarobki Kościoła mogą być nawet dwukrotnie wyższe niż to wskazanie. Na okoliczność zbliżającego się dnia zmarłych warto postawić pytanie jak wygląda cmentarny segment tego biznesu.

Prawo kanoniczne mówi, że wysokość ofiar mogłaby być odgórnie ustalona przez Episkopat. Polscy biskupi bynajmniej jednak nie kwapią się do wdrożenia takiego rozwiązania. Trudno się dziwić. Oznaczenie oficjalnej stawki zapewne byłoby dość trudne do przyjęcia przynajmniej dla części wiernych i wskazywałoby na ewidentną komercyjną naturę kapłańskiej posługi. Z czysto PR-owych względów hierarchom bardziej opłaca się brak jednoznaczności, który mogą wykorzystywać tłumacząc jak to zawsze, w okolicznościach płacowych, stają frontem do parafianina, który to rzekomo sam decyduje się na dobrowolną ofiarę.

„Co łaska” – ta odpowiedź najczęściej pada w odpowiedzi na pytanie o przyjętą w parafii opłatę za sakramenty; potwierdzają to wszystkie przeprowadzone obserwacje i badania. Wiadomo także, że cenniki lub sumy minimum zostały zastosowane w nielicznych parafiach. Podstawowe kompendium można stworzyć na podstawie informacji, które parafie zamieszczają na swoich stronach internetowych. Koszt mszy pogrzebowej zwolniony jest oczywiście z obciążenia podatkiem VAT. Najniższa cena na jaką można trafić serfując po parafialnych serwisach to nawet 150 zł, trudno jednak wskazanie takie traktować poważnie. Według średnich wyliczeń ze zbioru dostępnych ofert najtaniej jest obecnie w Białej Podlaskiej. Średnia cena mszy pogrzebowej wynosi w tym mieście 621 zł. Takie opracowanie, wykonane 20 października, założyć można zatem, że wcale aktualne, opublikował portal KB.pl. Najwyższa obwieszczona średnia cena to 921,15 zł; najdrożej jest w podwarszawskim Pruszkowie i Żarach w lubuskiem. Przekrojowa średnia cena mszy pogrzebowych w całym kraju wynosi 789,09 zł, największy rozrzut cen zaś obliczeniowcy z KB.pl odnotowali w województwie lubelskim — od wspomnianych 621 zł w Białej Podlaskiej po 879,05 w Kraśniku.

Tego typu statystyczne zestawienia traktować można najwyżej jako szacunki i ewentualny punkt wyjścia; nie jest to z pewnością skończone opracowanie, które ujawnia ostateczny obraz cmentarnego biznesu polskiego kleru. Dość przypomnieć głośny przypadek z początku bieżącego roku opisany przez dziennikarkę portalu WP.pl. W jednej z parafii ksiądz miał potraktować “ubogą rodzinę”, właśnie ze względu na okoliczności ekonomiczne, “ulgowo” i zażądać 1300 zł. “Byłam w szoku, gdy [ksiądz — przyp. red.] podał kwotę wysokości 1300 zł. Jeżeli to ma być po taniości, to nawet nie chcę wiedzieć, ile wynosi normalna cena” — mówiła bohaterka reportażu. Bonusem i wyjątkową życzliwością ze strony księdza miało być wliczenie w tę kwotę organisty oraz osoby, która miała śpiewać podczas mszy, sprzątaczek oraz “pana pilnującego porządku”.

Ta suma jednak nie powinna szokować gdyż w ubiegłym roku media podały, iż jedna z parafii zażądała 2500 zł. Wprawdzie koszt ten uwzględniał również spoczynek przez 20 lat, jednak i tak jest to wyraźnie powyżej najczęściej wskazywanych stawek. Kwotę tę ujawniło specjalne ankietowe badanie kosztów kościelnej obsługi pogrzebów, które w maju 2019 roku zlecił portal money.pl.

W tym samym czasie skandal związany z opłatami za pogrzeby wybuchł nieopodal podwarszawskiego Grójca. Sprawę księdza Marka z parafii św. Wawrzyńca w Wilkowie opisał wówczas “Super Express”. Zaczęło się od historii rencisty, który nie mógł pochować żony, bo ksiądz zażądał od niego astronomicznej sumy. Dopiero po interwencji przełożonych ją obniżył. Ksiądz, ma się rozumieć, nie miał sobie niczego do zarzucenia. Mało tego, w rozmowie z dziennikarzami oznajmił, że mieszkańcy jego wsi „są rozpici i pochodzą z czworaków”. Pogrzebowy cennik księdza Marka otwierała opłata za mszę — 1200 zł, do tego 250 zł “za otwarcie bramy cmentarza” (sic!) i dziesięcina od wartości nagrobnego pomnika. Poza tym ksiądz inkasował także specjalną opłatę administracyjną, od każdej rodziny na okoliczność jakiejkolwiek posługi, przed jej rozpoczęciem oczywiście; 150 zł.

Badanie zlecone przez money.pl ujawniło średnią kwotę 598 zł za odprawienie mszy pogrzebowej, choć i do tego wskaźnika podejść należy co najmniej z rezerwą, jeśli chodzi o odzwierciedlenie stanu faktycznego, nawet przekrojowo. Ankieterzy najczęściej słyszeli odpowiedź, że wystarczy wpłacić „co łaska”. Jednak indagowani dłużej, księża najczęściej wskazywali, że zwyczajowo opłata wynosi od 500 do 1000 zł. Dane zgromadzono podczas rozmów z przedstawicielami stu parafii w całym kraju.

Pewną wskazówką jest też portal colaska.pl, założony niemal dekadę temu. Administratorzy stworzyli cokolwiek imponującą bazę danych na temat polskiego kościoła. Są w nim dane kontaktowe do ponad 10000. parafii i tysiące przykładowych cen za śluby, chrzty, pogrzeby, czy wystawienie zaświadczenia. Wpisy na portalu nie są odatowane, a ostatnie ślady aktywności umieszczone w sieciach społecznościowych są sprzed trzech lat. Nawet jeśli umieszczony tam ranking cen nie jest aktualny, to i tak jest ważną wskazówką. Na 195 uwzględnionych tam parafii jedynie 74 mają żądać za pogrzeby kwot poniżej 1000 zł. Od 1000 do 2000 zł to stawka 64 parafii, od 2000 do 3000 zł 34. Kolejne 23 parafie żądają ponad 3000 zł, niektóre nawet powyżej 5000. Także i w tym wypadku nie możemy mieć kompletnej pewności, gdyż dane do portalu wprowadzali wprawdzie administratorzy, ale dostarczali je internauci. W 2013 roku do twórcy portalu, który nie chciał dziennikarzom przedstawić się z imienia i nazwiska, dotarła “Gazeta Wyborcza”. “Internauci mogą niekiedy podać dane, które są nieprawdziwe, a nie mamy możliwości tego zweryfikować. Pytanie w parafii o cennik nie ma sensu. Nie sądzę, żeby ksiądz udzielił mi takiej informacji, zwłaszcza telefonicznie. Większość powie, że bierze co łaska” — powiedział wówczas “30-letni informatyk”.

Z danych przedstawionych przez GUS wynika, że w 2019 roku zmarło w Polsce 410000 osób. Oczywiście, nie każdy był chowany w obrządku katolickim. Zważywszy jednak, że kościół katolicki to najpopularniejsza organizacja religijna w Polsce, licząca około 33 mln ochrzczonych w blisko 11000 parafii, a 93 proc. populacji deklaruje się jako katolicy, założyć należy, że minimum 80 proc. ogólnej liczby zmarłych, w swojej ostatniej drodze, zahaczyli o kościół. Jeśli, dla uproszczenia, przyjąć, że pochowano w ten sposób w minionym roku 300000 ludzi, to przy średniej cenie 789,09 zł od mszy, daje to sumę blisko 237 mln zł czystego, nieopodatkowanego dochodu. Średnio biorąc, na samych mszach, każda parafia w Polsce zarobiła ponad 21000 zł. Ile kosztuje dodatkowo “otwarcie bramy” w różnych cmentarzach nie sposób ustalić. Podobnie jak opłaty, od rodziny, czy od pomnika, albo inne, wzięte zupełnie z sufitu, pozostają tajemnicą; tak jak tajemnicą jest wszak Pan Bóg. Wcale nieprzesadzone będzie wobec tego założenie średniej ceny na poziomie 1000 złotych, co daje 300 mln. I na pewno jest to wskazanie bardzo ostrożne.

300 mln rocznie bez podatku VAT — żyć nie umierać chciałby się rzec, ale tak naprawdę, to umierać. A potem grzebać się po katolicku i płacić. Bez paragonu.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

„Twierdza Chiny. Dlaczego nie rozumiemy Chin”

Ta książka Leszka Ślazyka otworzy Wam oczy. Nie na wszystko, ale od czegoś trzeba zacząć. …