Dlaczego Iran i Afganistan zawsze będą utrzymywać poprawne stosunki, dlaczego marsz talibów na Kabul był tak błyskawiczny i jak rozwinie się regionalny kryzys – prognozuje Ferejdun Madżlesi, analityk zajmujący się polityką zagraniczną Iranu.
Prezydent Iranu, Ebrahim Raisi wyraził radość z powodu dojścia talibów do władzy w Afganistanie, kosztem Amerykanów. Na ile Iran jest zadowolony z tego, co się dzieje u wschodniego sąsiada? A może coś jednak martwi Teheran?
Nie jestem pewien, czy Raisi cieszył się z przejęcia władzy przez talibów, czy może po prostu przyjął do wiadomości to, co się wydarzyło. Iran jest sąsiadem Afganistanu, przyjął miliony afgańskich uchodźców. Kluczowe dobra i materiały Afganistan sprowadza z Iranu, przez Iran prowadzi szlak tranzytowy łączący Afganistan, kraj bez dostępu do morza, z wodami międzynarodowymi. Nie ma zatem znaczenia, jaki system zaistnieje w Kabulu. Oba kraje mają realny interes, żeby utrzymywać dobre relacje.
Jednak jeśli Raisi spodziewa się, że relacje te będą mogły się jeszcze poprawić dzięki wspólnej niechęci do Amerykanów, to nie ma w tym ani realizmu, ani mądrości. Afganistan, zarówno rządzony przez talibów, jak i rządzony przez kogoś innego, będzie kierował się własnym interesem. Jego przywódcy zawsze będą stawiali na pierwszym miejscu stosunki z najpotężniejszym państwem świata.
Czy talibowie z 2021 r. są inni od tych, którzy przed 2001 r. potrafili zabić irańskich dyplomatów? Jaki interes ma Iran w tym, by teraz współpracować z talibami?
Jak już wspomniałem, oba państwa są w takim położeniu, że muszą mieć ze sobą przynajmniej przyzwoite stosunki. Do tego cały szereg faktów wskazuje na to, że odrodzenie talibów to poważniejszy proces, nie jednorazowy zwrot. Od pierwszego dnia funkcjonowania biura talibów w katarskiej Dausze, co, przypomnijmy, było ingerencją w wewnętrzne sprawy Afganistanu, a jednak spotkało się z bardzo łagodną reakcją afgańskiego rządu, można było się domyślić, że będzie tu zawarte jakieś porozumienie. Układ. Wiejscy partyzanci pasztuńscy zajmujący jedno miasto po drugim, błyskawiczne poddawanie się, wręcz znikanie dobrze wyposażonych i wyszkolonych jednostek armii afgańskiej – to nie jest możliwe tak po prostu. Żołnierze musieli dostać odpowiednie rozkazy, wynikające z tego porozumienia.
A o jakim porozumieniu mówimy? Afganistan dysponuje trzema największymi złożami kluczowych zasobów naturalnych, nie wspominając już o kopalniach złota. Te zasoby litu, miedzi i żelaza są bardzo potrzebne Amerykanom, Chińczykom, Rosjanom, Europie… wszystkim. Ale wydobycie i produkcja mogą się odbywać tylko w warunkach stabilności, bezpieczeństwa, wymagają inwestycji, maszyn, technologii – które muszą dopiero do Afganistanu dotrzeć. Jestem przekonany, że podczas długich negocjacji z talibami przekonano ich, że więcej korzyści zyskają, mając więcej pieniędzy, a więcej pieniędzy można zdobyć, współpracując z innymi frakcjami wewnątrz kraju i poza nim. Teraz talibowie ogłaszają amnestię dla wszystkich frakcji i utworzenie komisji na rzecz pokojowego transferu władzy. Komisja, która ma tymczasowo nadzorować sytuację, została utworzona przez byłych polityków – Karzaia, Abdullaha Abdullaha, Gulbedina Hekmatijara. Nie jest wykluczone, że i oni coś na takim porozumieniu zarobią.
Media informują o gromadzeniu się anty-talibskich bojowników w Panczszirze, ale nie tylko. Wspominają również o protestach pokojowych. Jest Pan autorem tekstów, w których rozważa Pan możliwość podziału Afganistanu na południe, gdzie będą rządzili talibowie, i szyicką, tadżycką północ. Czy wojna domowa w Afganistanie jest możliwa? Jak zapewnić temu krajowi trwały pokój i bezpieczeństwo?
Z jednej strony nie wróżę sukcesu tym, którzy gromadzą się w Panczszirze. Syn szejka Masuda potrzebuje pieniędzy i wsparcia, które było dostępne za czasów jego ojca, ale teraz już nie jest. Z drugiej strony – nowy system się nie utrzyma, jeśli będzie opierał się na wykluczeniu Tadżyków, Hazarów, Heratczyków i Uzbeków z Mezaru. Jeśli ma nastąpić porozumienie, a pokój trwać, kulturalne i narodowe prawa tej ludności, mówiącej po persku lub językami pokrewnymi, muszą być zagwarantowane.
Niedawno zaczął prace nowy rząd Iranu. Minister spraw zagraniczny Amir-Abdollahijan jest powszechnie uważany za zwolennika zwrotu Iranu na wschód, ku współpracy z Chinami i Rosją, i w kierunku tzw. osi oporu w regionie. To inna orientacja, niż w przypadku poprzednika, Dżawada Zarifa, który dążył do dobrych kontaktów z zachodem. Jaka więc będzie polityka zagraniczna Iranu za prezydenta Raisiego? Jak rozumieć tę reorientację i jak ona wpłynie na wiedeńskie rozmowy o porozumieniu nuklearnym?
Minister spraw zagranicznych nie jest twórcą polityki zagranicznej. Będzie ją realizował zgodnie z poleceniami przywódców kraju, tak, jak jego poprzednik. A co do rozmów w Wiedniu – nie widzę żadnych szans na ich wznowienie, dopóki Najwyższy Przywódca i prezydent nie ustalą platformy porozumienia między sobą.
Niedawno Tehran Times napisał, że nie ma już żadnych przeszkód na drodze Iranu do Szanghajskiej Organizacji Współpracy i członkostwo kraju wkrótce stanie się faktem. W jaki sposób irański interes wiąże się z udziałem w tej organizacji? Jak to wpłynie na stosunki Iranu z zachodem?
Nie wiem, czy członkostwo Iranu w tej organizacji jest już naprawdę przesądzone. Potrzebna jest do tego zgoda wszystkich aktualnych członków i tu mogą być problemy. Państwa należące do organizacji międzynarodowych często unikają partnerstwa z krajami, kontakt z którymi oznacza kłopoty. Dla niektórych członków organizacji szanghajskiej Iran może nie być pożądanym partnerem. A nawet jeśli zostanie przyjęty, to do handlu i transakcji bankowych będzie jeszcze konieczne zaakceptowanie przez Iran protokołów FITF (wymierzonych przeciwko praniu brudnych pieniędzy i finansowaniu terroryzmu). Iran musiałby również zostać zwolniony z niektórych sankcji, a na to dotąd zgody nie ma.
Sprawa afgańska to nie tylko kwestie bezpieczeństwa, ale i praw człowieka. Setki tysięcy Afgańczyków uciekają lub już uciekły z kraju. Iran przyjął kilka milionów afgańskich uchodźców i migrantów. Jaką rolę odegra w rozwiązywaniu kryzysu humanitarnego w regionie?
Mam nadzieję, że ten problem zostanie sprawnie rozwiązany, gdy skończy się pierwszy moment paniki. Jeśli będzie się utrzymywał, Iran powinien raczej wnieść temat na arenę międzynarodową. Wezwać ONZ do pomocy w utworzeniu obozu dla uchodźców nad granicą, ale w Afganistanie.
W jakim stopniu ostatnia lawina kryzysów, jakie dotknęły Iran, może zostać zakończona bez znaczącej poprawy stosunków Iranu ze światem, bez współpracy międzynarodowej? Mam na myśli kryzys wodny, kryzys pandemiczny, inflację, bezrobocie, protesty społeczne, ale i sankcje. Czy zamieszanie wokół Afganistanu może stworzyć warunki, w których światowe potęgi będą bardziej skłonne do poprawy stosunków z Teheranem, by mógł on włączyć się w rozwiązanie regionalnych napięć?
To wszystko poważne problemy, które powinien rozwiązywać rząd Iranu. Iran ma potencjał, żeby podejmować w tych sprawach odpowiednie decyzje. A także, by poprawić relacje ze społecznością międzynarodową.
Ferejdun Madżlesi jest byłym irańskim dyplomatą, który przed rewolucją 1979 r. pracował m.in. w Waszyntonie i Brukseli. Następnie pracował jako pisarz, tłumacz, przedsiębiorca i niezależny dziennikarz. Rozmawiał Władimir Mitew. Tekst ukazał się pierwotnie na jego blogu poświęconym relacjom międzynarodowym Iranu The Persian Bridge of Friendship.