Site icon Portal informacyjny STRAJK

Polak z nacjonalizmem oswojony. Widziane na Marszu Niepodległości

Marsz Niepodległości 2019 /fot. Piotr Nowak

Organizatorzy Marszu Niepodległości nie chcą radykalnych zmian. Antysystemowość jest spektaklem, podgrzewaną emocją, którą ma podtrzymać żar w sercach najzagorzalszych wyznawców. Wierchuszce polskiego nacjonalizmu rzeczywistość roku 2019 coraz bardziej odpowiada. 

Na początek dostałem z kija.

Pod Bobby Burgerem na Marszałkowskiej w południe stało dwóch chłopaków w wieku późnostudenckim. Obok nich biało-czerwone bandery na drzewcach. Ten mniejszy jakby właśnie zszedł ze Zbawixa. Ładne uczesanie, zadbana cera, płaszcz chyba z H&M. Zatapiał zęby w mięsie, więc zwróciłem się do jego kolegi. Wyższy, mocniej zbudowany, krótkie włosy, zakola, bluza z dziwną postacią niebieskiego bojownika. “Stomil Olsztyn”. Spojrzenie naznaczone pajęczyną czerwonych żyłek. 

–  Dzień dobry panowie, pracuję nad reportażem o Marszu Niepodległości. Mogę Wam zająć kilka minut?

Ten większy spojrzał na swojego kompana i wydał z siebie coś w rodzaju “tssss”. 

– Kolejny, kurwa – żachnął się jego kolega przeżuwając bułę. 

Większy odepchnął się dłońmi od muru, zbliżając się do mnie na pół kroku. 

– Nie rozmawiamy z dziennikarzami, chuj wie skąd jesteś, wypierdalaj – oświadczył.  

Zauważyłem, że mógłby to powiedzieć normalnie. I wtedy mój rozmówca, wypowiadając “kurwa”, walnął mnie drzewcem od flagi w lewe ramię, po czym kazał wypierdalać po raz drugi. Tak wyglądał mój pierwszy kontakt z rodakami w dniu Święta Niepodległości. 

Czy tak to dzisiaj będzie? W głowie mam przekrwione oczy tego chłopaka, jego wybuch w zupełnie banalnej sytuacji. Czy to wkurw na kacu? Ot, takie nastawienie do świata? Idąc w kierunku Placu Zbawiciela zastanawiam się czy zrobiłem wszystko, by zapewnić sobie bezpieczeństwo? Wyspałem się, jestem spokojny, uśmiecham się przyjaźnie do tych ludzi, zadaje rzeczowe pytania, bez nerwów, bez sztucznej pozy. Mam na sobie skórzaną kurtkę i czarne spodnie. Żadnej lewackiej ornamentyki. 

Przed Karmą przy stoliku siedzi dwóch facetów w średnim wieku. Filiżanka, popielniczka. Na ramionach opaski w barwach narodowych. 

– Bardzo proszę, nie przeszkadza Panu, że palimy?

Czarująco. Spoglądam na nich szczerze zdziwiony, nie dostrzegam żadnego podstępu. 

– W 2011 byłem po raz pierwszy i od tego czasu jestem na każdym marszu – wyjaśnia mi pan Grzegorz, warszawiak. Patriotyzm jest dla niego miłością do ojczyzny i szacunkiem dla tych, którzy się przyczynili do niepodległości. Wszystkich, bez wyjątku. 

– Socjalistów też? 

– Oczywiście. Wie Pan, ja uważam, że tego dnia powinniśmy się wznosić ponad polityczne podziały. Marsz Niepodległości powinien być dla każdego Polaka. 

Pan Grzegorz nie popiera nacjonalistów. Kiedy o nich mówi, kręci głową z dezaprobatą. Ale nie chce wchodzić w szczegóły. Jest za “dobrą zmianą”. Na Kaczyńskiego głosuje od lat dziewięćdziesiątych. Ale ma w rodzinie również lewicowców. 

– U nas polityka nie jest najważniejsza. A powiem Panu, że kilka razy obserwowałem też ten lewicowy marsz. Tak z boku. 

– I jak się panu podobało? 

– To mnie to ciekawostka. Bardziej śmieszny niż oburza, ale niech sobie demonstrują, ja ich potępiać nie będę. 

Do marszu zostało półtorej godziny. Na Kruczej sporo już przechodniów z biało-czerwonymi akcentami. Czapki, szale, flagi. Spojrzałem na siebie w odbiciu witryny. Coś ważnego sobie uświadomiłem.  Kilkaset metrów dalej kupiłem opaskę u ulicznego sprzedawcy. Teraz mój rynsztunek jest gotowy. 

Marsz Niepodległości 2019 /fot. Piotr Nowak

Przede mną idzie grupa młodych osób. Alternatywne fryzury, dziewczyny z ciekawym makijażem, ciuchy z lumpa wymieszane z sieciówkami. Oni też idą na marsz. Jeden z chłopaków ma na sobie spodnie z obniżonym krokiem. Wzbudza to zainteresowanie członków innej grupy, chyba kibolskiej, podążającej z tyłu

– Ej, ziomek, zesrałeś się? – zanoszą się ze śmiechu. 

– Marsz to w sumie jedyna taka okazja żeby się zobaczyć w kupie – mówi Wawrzyniec z Sandomierza, dwudziestoparolatek. Towarzyszy mu trzech kolegów  Kamil przyjechał z Końskich, Arek i Rafał z Łodzi. Niektórzy nie widzieli się półtora roku.

Rozmawiamy przed Carrefourem na Kruczej. Chłopaki nie mają żadnego problemu. Mówią jeden przez drugiego. Zakup opaski okazał się gejmczendżerem. 

 -To sprawa dwuwymiarowa – tłumaczy Wawrzyniec – Nasz kraj odzyskał kiedyś niepodległość, to trzeba uczcić – Czuję wielki szacunek dla tych ludzi, którzy się walczyli za nasz kraj. A druga rzecz, to można  przyjechać do Warszawy, zobaczyć trochę świata, napić się, pogadać. Dla mnie to ma mocniejszy wydźwięk niż Boże Narodzenie – śmieje się. 

Żaden z chłopaków nie czuje się nacjonalistą. 

– To nie jest miejsce na afiszowanie się z ideologią – włącza się Kamil. – Zasadniczo twarz lewaka i twarz prawicowca jest dokładnie taka sama, tylko usta, że tak powiem robią różnicę. Niech każdy sobie zachowa te poglądy dla siebie i maszeruje – dodaje. 

– A Adriana Zandberga z Razem też byście tu mile widzieli? Jeden z organizatorów jest innego zdania – drążę. 

Kamil odpowiada bez zastanowienia – Tu jest miejsce dla lewaka, prawicowca, Murzyna i kulawego, dla każdego. 

– Myślisz, że organizatorzy też tak uważają? 

– Ja tak uważam. 

Dwadzieścia minut do startu. Widać, że nie będzie rekordu frekwencji. Rok temu, w tym samym miejscu nie sposób było wydostać się z tłumu, zrobić przejść kilka metrów. Tatusiowie wtedy pozwalali swoim pociechom sikać na chodnik w gąszczu ludzkim. Teraz można w miarę komfortowo przeciąć Rondo Dmowskiego. W podziemiach przy okienku z bałkańskimi przysmakami przede mną jeden klient. Skąd ten spadek? Czyżby wodzowie skrajnej prawicy, zajęci kampanią wyborczą, odpuścili sobie w tym roku promocyjną robotę? Skupili się na swoim głównym celu – zdobyciu Wiejskiej, dorwaniu się do tego słynnego koryta, które rokrocznie gromili z mównicy 11 listopada? 

Marsz Niepodległości 2019 /fot. Piotr Nowak

Uderza mnie dziwne uczucie. Jakby dreszcz stresu, nadchodzący, kiedy zapominam o czymś ważnym. Stojąc na tym rondzie, przypatrując się ludziom, uświadomiłem sobie, że nie czuję się ani wyobcowany, ani zagrożony. Nie tylko dlatego, że popadłem w specyficzną rutynę wizytatora naziolskich spędów. To było coś przerażającego. Doszło do mnie jak wielu z tych ludzi jest podobnych do mnie i moich znajomych. Para w kolorowych szalikach ze znaczkiem go vegan. Może przyszli tu na obczajkę, a ta polska flaga to mimikra. Ale zaraz obok pojawia się facet z brodą świeżo odwaloną u barbera i irokezem na głowie. Żadnej naziolskiej czy nacjonalistycznej emblematyki. Tylko biało-czerwone barwy. Dekoduję wygląd kolejnych osób. Doktorantki filozofii, kierownik z Mordoru, tatuażystka, parka przedsiębiorców z Żoliborza. To nie jest już zjazd nazioli, kiboli, pisowców i religijnych fanatyków.  Choć oczywiście nazioli i podobnego elementu jest na nim multum. Ale niepokojąco dużo jest tu „zwyklaków”.

Czy to Marsz Niepodległości się “normikuje”? Czy społeczeństwo zaakceptowało otoczkę prawicowego ekstremizmu jako normalną część celebracji 11 listopada? A może to coś więcej niż akceptacja? Przecież mamy już nacjonalistki-feministki, ekofaszystów i narodowców protestujących przeciwko męczeniu zwierzaków w cyrkach. 

Na scenie trwa występ rapera z warszawskiej Pragi. Rymuje o płonących kamienicach. O tych, co mają pieniądz i za jego pomocą wyrzucają ludzi z domów. A wszystko dlatego, że Boga nie mają w sercu i akceptują Sodomę i Gomorrę. 

Krzysztof Bosak obwieszcza z trybuny, że Marsz Niepodległości, tak prześladowany za rządów Platformy, dopiął swego i wprowadził swoją reprezentację do parlamentu. “Mamy drużynę w Sejmie” – krzyczy świeżo upieczony poseł. 

– Tak kurwa, macie – żachnął się stojący obok mnie chłopak. 

Chwilę później, z szeregów Młodzieży Wszechpolskiej, organizacji do której należał przez lata Bosak, dochodzi do mnie fragment rozmowy. 

– Musiał się wjebać, nie miał w ogóle przemawiać, miał być tylko Tumanowicz. 

Marsz Niepodległości 2019 /fot. Piotr Nowak

Nerwowa chwila podczas przemówienia Roberta Bąkiewicza. Uwagę zgromadzonych skradło okno na ostatnim piętrze Hotelu Metropol. Ktoś rozwinął pionowy baner z napisem “NAZIOLE WON”, przyozdobiony tęczowymi kolorami. Bąkiewicz histerycznym głosem apeluje by w odpowiedzi zaintonować “Bóg, honor i ojczyzna”. Okrzyk nie powala mocą. Wszyscy spoglądają na transparent.  Kilkunastu mężczyzn próbuje dostać się do budynku. 

“Wbijamy kurwa” – ryczą, ale stopuje ich personel obiektu i członkowie straży marszu. 

Pojawia się złość. 

 – Takie kurwy to powinno się od razu zajebać – stwierdza facet z flagą Młodzieży Wszechpolskiej. 

Podczas przemarszu Alejami Jerozolimskimi zmienia się skład społeczny pochodu. Dołącza więcej grup kibolskich. Niektórzy szalikowcy maszerują w swoim towarzystwie. inni mieszają się z organizacjami nacjonalistycznymi. Największa wydaje się kolumna Młodzieży Wszechpolskiej. Intonują nazwę swojej organizacji na melodię ‘Brown Girl in the Ring”, utworu czarnoskórej piosenkarki Boney M. Po chwili wjeżdza stary, dobry “zakaz pedałowania”, oczywiście w rytm gejowskiego zespołu “Village People”.

Tadeusz przyszedł na marsz z wnuczką. Mieszka pod Warszawą. Jest właścicielem przedsiębiorstwa. Elegancki starszy facet. Trudno nam się rozmwia, bo na “Poniatowszczaku” syczą racę i rozbrzmiewają śpiewy. Tadeusz nie krzyczy, z jego wypowiedzi przebija dystans wobec radykalizmu. – Widzi pan, ja tutaj jestem chyba drugi raz. Małą przyprowadzam, bo dziecko potem takie rzeczy, symboliczne doskonale zapamiętuje i to zostaje w człowieku. Ja to wiem po sobie, jestem synem oficera Armii Krajowej. I nie przychodzę tu dla siebie, ale dla tej młodej panny – wyjaśnia. 

Nie wszystko mu się na marszu podoba. Gdyby to od niego zależało, to marsz odbywałby się z większą powagą. Kiedy pytam o rasisowskie hasła, odpowiada, że to margines.-  Bardzo mnie cieszy, że społeczeństwo się bogaci. 

Udaje mi się namierzyć Czarny Blok. Nieliczny, bo przetrzebiony zeszłorocznymi aresztowaniami działaczy Autonomicznych Nacjonalistów i Szturmowców. Organizatorzy Marszu we współpracy z PiSem wycięli element, który najmocniej nadszarpnął im wizerunek w roku 2017. Wtedy, gdy pojawił się transparent “Europa będzie biała albo bezludna”. W tym roku ograniczyli się do okrzyków. “Biała siła, czarny blok” -skandują. Kiedy filmuje ich twórczość, zamaskowany chłopak prosi kolegę żeby przytrzymał za niego transparent. Pochodzi do mnie. Wypowiada moje imię i nazwisko i nazwę bloga, który kiedyś prowadziłem. Oczywiście zaprzeczam. Pyta jak się nazywam. Wymyślam. Odpuszcza. Po raz pierwszy mnie rozpoznali. Przeklęty rok 2019. 

Idą Mostem Poniatowskiego. Niosą najdłuższą w historii flagę państwową. Jest ich ponad 40 tysięcy. Pod pretekstem Święta Niepodległości, radykałowie od dekady wrzucają w pozornie neutralną formę swoje ideologiczne treści. Normalizują, osłuchują, przyzwyczajają, przekonują, dyskontują politycznie. Marsz Niepodległości jest formą ponadklasowej i ponadtożsamościowej integracji. Jeśli tylko akceptujesz nacjonalistyczne zasady i nie manifestujesz swojej odrębności od białej heteronormy. Pracownicy idą obok prezesów firm. Klasa średnia obok spauperyzowanych blokersów. Nie ma waśni pomiędzy kibicami. Kiedy kilkudziesięciu fanów Lecha Poznań zaczyna skandować “Kolejorz”, podbiega do nich dwóch chłopaków w zielonych szalikach. Śląsk albo Legia. Krótka rozmowa, po czym rozbrzmiewa “zjednoczeni chuligani”. System sojuszy na skrajnej prawicy funkcjonuje jak naoliwiona maszyna. To umiejętność współpracy pcha ten marsz do przodu. Topór wojenny zakopali kibole, ONR współistnieje z Młodzieżą Wszechpolską. Ramię w ramię  maszerują kluby Gazety Polskiej, słuchacze Radia Maryja, poganie z Zadrugi, strasseryści z Pracy Polskiej, ultrakapitaliści od Korwina. Wielość świadoma kolektywnej mocy dążąca do suwerennego samoustanowienia. William Wharton napisał że “ptak zna powietrze nie wiedząc o nim”. Nacjonaliści nie czytali klasyków neomarksizmu, ale wdrażają w życie ich zalecenia. 

 

 

Exit mobile version