Niektórzy uczestnicy marszu pamięci „żołnierzy wyklętych” w Hajnówce maszerowali nie tylko z falangami czy krzyżami celtyckimi, ale i z symbolami SS. Policja niczego „nie zauważyła”. Prokuratura Rejonowa w Białymstoku właśnie uznała, że nie widzi w tym problemu.
Marsz podlaskich nacjonalistów odbył się w końcu lutego 2018 r. po raz trzeci, Strajk.eu obserwował jego przebieg. Maszerujący wychwalali „żołnierzy wyklętych”, w tym Romualda Rajsa „Burego”, sprawcę zbrodni na ludności cywilnej w regionie hajnowskim (m.in. we wsiach Zaleszany i Zanie). Uczestnicy demonstracji wykrzykiwali również typowe dla podobnych wydarzeń hasła typu „Raz sierpem, raz młotem…” i dumnie prezentowali symbole… klubu Jagiellonia Białystok. Niektórym uczestnikom symbolika narodowa i kibolska jednak nie wystarczała. Na fotografiach z demonstracji widać przynajmniej kilku mężczyzn, którzy w swoim patriotycznym stroju uwzględnili symbole nazistowskie.
Licznie ochraniająca przemarsz policja (200 funkcjonariuszy, liczba zbliżona do liczby demonstrantów) w żaden sposób jednak nie zareagowała. W związku z tym rzecznik praw obywatelskich złożył zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, a białostoccy prokuratorzy sprawdzali, czy nie doszło do niedopełnienia obowiązków służbowych. Postępowanie podjęli na wyraźne polecenie z białostockiej Prokuratury Regionalnej, wcześniej ani śledczy z Hajnówki, ani z Białegostoku nie chcieli zająć się sprawą, tłumacząc się bliską codzienną współpracą z miejscową policją.
– Postępowanie było prowadzone w sprawie niedopełnienia przez funkcjonariuszy policji obowiązków poprzez niepodjęcie prawem wymaganych działań w zawiązku ze stwierdzeniem popełnienia przestępstwa polegającego na publicznym propagowaniu faszystowskiego ustroju państwa oraz publicznym znieważaniu grupy ludności z powodu jej przynależności narodowej przez uczestników zgromadzenia – wyjaśnił „Gazecie Wyborczej” Karol Radziwonowicz, kierujący białostocką Prokuraturą Rejonową. Poinformował zarazem, że zapadła decyzja o umorzeniu postępowania.
Tym samym śledczy faktycznie przyjęli bez zastrzeżeń stanowisko policji, która w wydanym po wydarzeniach w Hajnówce oświadczeniu przekonywała, że nie dopatrzyła się naruszenia przepisów.
Z pełną surowością potraktowano za to uczestników niewielkiej kontrmanifestacji, która zebrała się w pobliżu hajnowskiego soboru Trójcy Świętej. Dwie Obywatelki RP, które wybiegły na trasę marszu z transparentem „Moją ojczyzną jest człowieczeństwo”, zostały zepchnięte na chodnik i przyparte do płotu. Policja siłą przeniosła również osoby, które z banerami o podobnej treści stały nie na drodze, którą mieli iść nacjonaliści, ale obok niej. Dopiero później oddzieliła kordonem oba zgromadzenia, a kiedy czciciele „wyklętych” już przeszli, chciała wylegitymować kontrmanifestantów – aktywistów prodemokratycznych i lewicowych. Jako że funkcjonariusze nie podali podstawy prawnej swoich działań, cztery osoby odmówiły okazania dokumentów. Działacze relacjonują, że w odpowiedzi brutalnie zaciągnięto ich do radiowozu i przetrzymywano przez dwie godziny na mrozie. Potem usłyszeli zarzuty wykroczeń wprowadzenia w błąd organu państwowego upoważnionego do legitymowania oraz zakłócania przebiegu legalnego zgromadzenia. Pierwsza sprawa, dwóch aktywistek, zaplanowana jest na 30 sierpnia.
Teoretycznie uczestnicy marszu w Hajnówce, którzy eksponowali nazistowskie symbole, jeszcze mogą zostać ukarani. Postępowanie w sprawie propagowania ustroju faszystowskiego i nawoływania do nienawiści rasowej i religijnej nie zostało dotąd zakończone. Tyle, że prokuratura w Białymstoku słynie nie ze skutecznego ścigania tego typu aktywności, co z umarzania spraw dotyczących swastyk, antysemickich napisów czy nienawistnych przemówień.