Po pierwsze – oczywiste jest, że tragedia, o której czytamy w gazetach („Syryjczyk zabił ciężarną Polkę maczetą”) jest niewyobrażalnym koszmarem. Pod żadnym pozorem nie jest moim celem lekceważyć mrożącą krew w żyłach zbrodnię, której ofiarą padła kelnerka z kebaba. Jednocześnie nie mam już siły powtarzać, że zbrodnia ta nie mówi absolutnie niczego ani o innych Syryjczykach, ani o innych muzułmanach, chociaż oczywiście wśród nich również zdarzają się sprawcy przemocy. Że łączenie jej np. ze masakrą w monachijskim centrum handlowym, gdzie strzelał Niemiec irańskiego pochodzenia, fascynujący się Andresem Breivikiem i jednoznacznie zachodnim produktem kultury, jakim są mass shootnigs ma tyle samo sensu co szukanie podobieństw w Rosji i USA, bo mają takie same kolory na flagach.
Zastanawiam się tylko, jak sprawić, żeby wszyscy ci, którzy tu w Polsce w związku z tą konkretną tragedią przysięgają zemstę i podjęcie natychmiastowych, skutecznych działań w ramach obrony kobiet, zainteresowali się np. mieszkanką Płotów pod Zieloną Górą, zamordowaną w zeszłym roku. Były mąż, z wyrokiem za znęcanie w zawieszeniu i prowadzoną przez wiele lat Niebieską Kartą, zadał jej kilkanaście ciosów nożem, a potem poderżnął gardło. „Wiedzieliśmy, że w końcu ją zabije” – mówili sąsiedzi. Sytuacja ta nie jest żadnym wyjątkiem, podobny los spotyka rocznie ok. 150 kobiet. Niebieska Karta powoduje ustanie przemocy tylko w 2,6 proc. gospodarstw, w których się ją zakłada; trzech na czterech sprawców, uznanych za winnych znęcania się nad rodziną, słyszy wyrok w zawieszeniu; tylko do 2 proc. z nich udaje się dotrzeć z terapią, w ogromnej większości dzieje się to dopiero w zakładzie karnym. Nic się nie zmienia od lat – no, teraz pewnie będzie trochę gorzej, bo organizacje pozarządowe straciły finansowanie. Można się też spodziewać, że rząd PiS będzie mniej chętny we wdrażaniu konwencji antyprzemocowej.
Ale przecież świetnie wiemy, że nie o to chodzi, prawda? Że celem nie jest żadna „obrona kobiet”, ba – celem nie jest nawet obrona „chrześcijańskich wartości”, bo kościół katolicki ma ostatnio niepokojąco miłosierną agendę. Nic się tak dobrze nie sprzedaje jak wizja ciemnoskórych mężczyzn atakujących „nasze” kobiety – które możemy, jak wiadomo, krzywdzić tylko my, po to są nasze. Nic tak nie podbija słupków popularności i klikalności jak wezwanie do „deportacji i militaryzacji”. O ileż łatwiej jest widzieć zagrożenie w „obcym” niż w sąsiedzie, z okna którego znowu słychać w nocy krzyki, płacz i huk rzucanych przedmiotów. Na policję trzeba by było tak długo czekać, a poza tym i tak nic nie zrobią, przecież ich to nie obchodzi, a napisanie „jebać uchodźców” w internecie to prawie takie samo bohaterstwo.