– Nasze postulaty są inne niż załóg z krajów zachodnich, bo pracujemy na innych zasadach. Przede wszystkim chcemy walczyć o wyższe wynagrodzenia. Przeciętnie zarabiamy o ponad 30 proc. mniej. Polska stewardesa jako szefowa pokładu dostaje mniej więcej od 1 do 1,5 tys. euro na rękę miesięcznie. W Hiszpanii od 1,5 do 2,3 tys. euro. Jesteśmy niedoceniani – mówi pracownica Ryanaira, cytowana przez „Gazetę Wyborczą”. Warunki pracy u irlandzkiego przewoźnika pozostawiają sporo do życzenia również na innych polach. Jak donosi „GW”, jedynie 10 proc. pensji stewardów i stewardes jest wypłacanych w ramach umowy o pracę. Pozostałe 90 proc. – w ramach śmieciowego samozatrudnienia.
Kierownictwo spółki zamierza jednak całkowicie uśmieciowić standardy zatrudnienia nad Wisłą. Pracownicy dowiedzieli się, że umowy o pracę zostaną od października zastąpione nowymi kontraktami, w ramach których stronami będą jednoosobowe działalności gospodarcze – stewardesy i stewardzi oraz spółka-córka lotniczego giganta. W ten sposób spółka zamierza doprowadzić do zaniku etatu jako formy zatrudnienia umożliwiającej zrzeszanie się w związkach zawodowych i w ten sposób zażegnać ryzyko strajku.
Załogi są wściekłe.
– Nie zgadzamy się na te zmiany. Oburza nas, że Ryanair daje nam tylko dwa tygodnie do namysłu, nim zmiany miałyby wejść w życie. Czujemy się szantażowani i boimy się, że jeśli nie zrezygnujemy z etatu, to nas zwolnią – powiedział „GW” jeden z pracowników.
Dlaczego Ryanair tak bardzo nie chce w swoim polskim oddziale związków zawodowych? Z prostej przyczyny – firma ta prowadzi jedną z najbardziej agresywnie antypracowniczych polityk w Europie. Przez ponad 30 lat w spółce nie działał żaden związek zawodowy, a co za tym idzie – nie odbył się żaden strajk. Prezes O’Leary otwarcie deklarował, że w jego firmie nie ma miejsca na samoorganizację pracowniczą, a o swoich podwładnych wyrażał się z pogardą. „Studentom wbija się do głowy, że pracownicy to najważniejsze aktywa. Gówno prawda. Pracownicy to nasz największy koszt. Leniwych durniów należałoby wywalić” – to wypowiedź, które zapisała się w annałach kapitalistycznej bezczelności. „Jak najlepiej motywować pracowników? Strachem” – to również cytat z Michaela O’Leary’ego.
Ostatecznie jednak, w grudniu ubiegłego roku prezes musiał się zgodzić na uznanie związków, po tym jak pracownicy zagrozili strajkiem przed Świętami Bożego Narodzenia. Pracownicy wykorzystali taktycznie zwycięstwo do podjęcia walki o trwałą poprawę warunków zatrudnienia. Do pierwszego bunt doszło 25 i 26 lipca 2018 – wówczas strajk podjęli piloci z Hiszpanii, Portugalii i Belgii. 10 sierpnia pracy odmówili natomiast prowadzący maszyny z Niemiec, którzy w obliczu dalszego impasu w negocjacjach z kapitalistą, powtórzyli strajk 12 września.
Putin: jesteśmy gotowi do wojny jądrowej
Prezydent Rosji udzielił wywiadu dyrektorowi rosyjskiego holdingu medialnego „Rossija Sego…
Skoro uważa, że pracownicy to dla firmy największy koszt, to niech się debil zwolni. Proste chyba?