Niedawno minister Błaszczak z wielką pompą podpisał porozumienie dot. modyfikacji starych czołgów T-72, które do dziś stanowią podstawę polskich sił pancernych. Koszt – 1,75 mld złotych. Zostaną wydane bez sensu.
Jak napisała „Gazeta Wyborcza”, czołgi radzieckiej produkcji T-72 przejdą lifting i zostaną unowocześnione, głownie poprzez poprawę systemu łączności oraz obserwacji terenu, ale cały pomysł modyfikacji pojazdu można będzie wyrzucić do kosza, bo wartość bojowa pojazdu będzie wciąż nikła. Przede wszystkim z tego powodu, że czołg nie będzie miał z czego skutecznie strzelać. Obecnie posiadana amunicja już w momencie produkcji była gorsza od swoich odpowiedników po zachodniej stronie, a teraz w ogóle nie jest zdolna do zniszczenia czołgów rosyjskich (bo takiego przeciwnika narysowała sobie polska prowojenna propaganda). Abstrahując od fatalnych osiągów posiadanych pocisków, w tym roku mija termin ich przydatności do użytku. Są po prostu niebezpieczne dla używających ich załóg.
Ratunkiem jest nowy rodzaj pocisku opracowany przez polskich naukowców, ale do tego potrzebna byłaby nowa armata. Taką dysponują Słowacy, ale to z kolei podniosło by koszt modernizacji czołgu o niemal połowę – do 10 milionów złotych. Na to nie stać polskiego resortu obrony, więc zdecydował się tylko na niewielkie zmiany w pojazdach za 5 milionów złotych od sztuki.
Cała zatem, z hukiem propagowana operacja, nie daje nic poza wyrzuceniem w błoto dużej kwoty państwowych pieniędzy, twierdzi Gazeta Wyborcza.
Najlepszym rozwiązanym byłoby kupno nowoczesnych czołgów zachodniej produkcji, skoro sami nie potrafimy produkować ich na zadowalającym poziomie. Ale są to koszty, których nie udźwignie nie tylko budżet MON, ale i polska kasa państwowa w całości.
Nikomu nie przychodzi do głowy, że gdyby skupić się na obniżeniu napięcia w sytuacji międzynarodowej i nie popierać ślepo militarystycznej polityki USA, to może te gigantyczne pieniądze można byłoby wydać na o wiele potrzebniejsze cele społeczne. Ale tak wiele nie można od PiS wymagać.