To nie jedyne badanie, które pokazuje, że rezultaty różnej maści lockdownów będą dla gospodarki opłakane, a w szczególności dla sektora małych i średnich firm. A takich jest większość.
Trzy miesiące – to maksymalny okres, który, jak deklaruje 17 proc. małych i średnich firm, przedsiębiorstwo takie jest w stanie przetrwać, informuje portal bankier.pl. Cztery proc. jest zdania, że padną najdalej za miesiąc, siedem, że dwa miesiące, to wszystko, na co ich stać. Co piąta firma jest zdania, że utrzyma się na powierzchni do pół roku, a 15 proc. jest przekonanych, że przeżyje ponad sześć miesięcy. 12 proc. szczęściarzy uważa, że nie grozi im plajta, ale z drugiej strony 25 proc. nie wie, jak będzie wyglądała ich przyszłość w biznesie.
Inaczej rzecz ujmując, prawie połowa małych i średnich firm upadnie za pół roku lub wcześniej, posyłając na bruk jednoosobowych właścicieli, ale też pozbawiając pracy i utrzymania pracowników, jeśli tacy są zatrudniani. Skutki gospodarcze będą oczywiście opłakane, ale warto też zwrócić uwagę na skutki społeczne tak szeroko zakrojonego upadku tego sektora gospodarki. 31 proc. pytanych firm nie posiada żadnych oszczędności, a 41 proc. ma „niewielkie oszczędności”. Jedynie 17 proc. jest zdania, że ma spore oszczędności.
Pesymizm króluje w transporcie i usługach, a niepokój ekspertów wywołuje fakt, że aż 25 proc. ankietowanych deklaruje, że nie wie, jak będzie wyglądała ich przyszłość, co oznacza, że boją się budować jakieś plany, ale też może. Co trzeci przedsiębiorca jest zdania, że najgorsze ma za sobą, ale tyle samo twierdzi, że nie da sobie rady bez pomocy państwa.
Jedno jest pewne: skutki pandemii i rozwiązań, stosowanych przez państwo przyniesie skutki podobne do trzęsienia ziemi, które uderza przede wszystkim w ludzi pracy najemnej. Ostatnio wprowadzone zmiany w zasadach udzielania pomocy w ramach „tarcz antykryzysowych” nie uzależniają już wsparcia do zachowania miejsc pracy. Bez zmiany zasad rządzących gospodarką, sytuacja pracowników będzie się tylko pogarszać.
