Prezydent Chile Sebastian Pinera, w związku z przyjazdem delegacji Komisji Praw Człowieka ONZ, odwołał stan wojenny i godzinę policyjną. Na razie żołnierze nie strzelają do demonstrantów, którzy domagają się poważnych, a nie kosmetycznych zmian. Obecnie naród domaga się odejścia prezydenta, a potem zmiany konstytucji, przywrócenia bezpłatnej edukacji, odnowy publicznej służby zdrowia, rezygnacji ze sprywatyzowanego w 100 proc. systemu emerytalnego. Z całego świata, także z Warszawy, płyną do Chile wyrazy solidarności.
Słowa wsparcia popłynęły z Warszawy do Chile już w sobotę, gdy pod pomnikiem Kopernika stawili się aktywiści i aktywistki Lewicy Razem, związków zawodowych (głównie Inicjatywy Pracowniczej i Związkowej Alternatywy), inni lewicowi działacze oraz przedstawicielki i przedstawiciele chilijskiej diaspory w Polsce. Dziś około trzydziestu osób przybyło pod ambasadę latynoamerykańskiej republiki, by zapalić znicze ku pamięci ludzi, którzy ponieśli śmierć podczas protestów i raz jeszcze przypomnieć, w jaką nędzę nieskrępowany wolny rynek wpędził większość chilijskiego społeczeństwa.
Mocna była reprezentacja Ruchu Sprawiedliwości Społecznej, przybyli również działacze związkowi, członkowie i członkinie Pracowniczej Demokracji oraz Lewicy Razem. Pod murem ambasady zapłonął m.in. znicz zapalony przez posłankę Marcelinę Zawiszę.
– Każdy człowiek ma prawo protestować, walczyć o swoje prawa. To, w jaki sposób rząd Chile odpowiada na protesty, jest skandaliczne. Ofiary śmiertelne padły na ulicach Chile nie dlatego, że te protesty były szczególnie brutalne, ale dlatego, że rząd wysłał na ulice wojsko i kazał strzelać do ludzi. Apelujemy do polskiego rządu i całej społeczności międzynarodowej o jednoznaczne potępienie takich praktyk. Łamane są prawa człowieka gwarantowane w międzynarodowych konwencjach, które Chile podpisało – skomentował dla Portalu Strajk Krzysztof Grochowski, również działacz Lewicy Razem.
Piotr Ikonowicz w swoim przemówieniu zwracał uwagę na fakt, że protesty w Chile są spontaniczne, bez jasnego kierownictwa, a więc także bez sprecyzowanej wizji tego, co powinno nastąpić po odejściu Sebastiana Pinery i odejściu od skrajnie wolnorynkowych rozwiązań. Jest to ogromne zagrożenie dla ruchu, ponieważ, jak zaznaczył, sama dymisja Pinery nie oznacza jeszcze demontażu całej oligarchii. – Na jego miejsce kapitał znajdzie nową marionetkę – podkreślił lider Ruchu Sprawiedliwości Społecznej.
W sobotę i niedzielę tylko na ulice stolicy Chile wyszło ponad milion 200 tys. demonstrujących, w kilku kolejnych miastach frekwencjach na demonstracjach również szła w setki tysięcy. Kolejna wielka mobilizacja planowana jest na jutro, a kolejne branże, pod dowództwem bojowych związków zawodowych, ogłaszają przerwanie pracy. Prezydent Pinera już nie jest tak pewny siebie, jak na początku kryzysu – sam odchodzić nie chce, ale do swoich ministrów już apeluje o dymisję.