Pamiętacie „gorączkę łupkową” z początku obecnej dekady? Rząd Donalda Tuska obwieścił wówczas triumfalnie, że pod polską ziemią znajdują się gigantyczne złoża gazu, a nasz kraj już niebawem może zostać niezależną energetycznie potęgą. Tak się jednak nie stanie.
„Liczba koncesji na poszukiwanie węglowodorów ze złóż niekonwencjonalnych, uwzględniających gaz łupkowy, przyznanych przez Ministerstwo Środowiska wynosi 20, a liczba wykonanych odwiertów rozpoznawczych 72” – ogłosiło dzisiaj Ministerstwo Środowiska. Co to oznacza? Dokładnie to, że nic nie zmieniło się od lutego, gdy resort wydał identyczny, słowo w słowo, komunikat. Co więcej, łupkowego eldorado szukają już na naszych ziemiach wyłącznie spółki skarbu państwa. Zagraniczni inwestorzy wycofali się już dawno.
W 2010 roku rząd Platformy Obywatelskiej zakomunikował, że złoża gazu łupkowego w Polsce mogą sięgać kilka bilionów metrów sześciennych gazu. Politycy snuli wizję niezależności energetycznej, ze szczególnym naciskiem na uniezależnienie się od dostaw z Rosji. Mowa była również o utworzeniu specjalnego funduszu, gromadzącego i inwestującego zyski z wydobycia łupkowego bogactwa. Polska miała się stać nową Norwegią – prawdziwym potentatem na rynku światowego gazu. Do akcji wkroczyły zagraniczne firmy, rozpoczęły się odwierty. W połowie 2012 roku obowiązywało aż 111 koncesji na poszukiwanie gazu ze złóż niekonwencjonalnych. Polska była rozkopywana wzdłuż i wszerz.
Wkrótce jednak entuzjazm opadł, a radosnych komunikatów o łupkowym eldorado zaczęło ubywać, podobnie jak maszyn odwiertniczych. Okazało się bowiem, że złoża są położone bardzo głęboko, a wysokie koszty eksploatacji, czynią wydobycia praktycznie nieopłacalnym. Przykładowo – irlandzka spółka San Leon zaprzestała próbnych odwiertów i zwróciła państwu dwie koncesje, mimo, że zgodnie z umową mogła dłubać w polskiej ziemi do roku 2020. Już w 2013 roku znad Wisły wyjechał sprzęt amerykańskich gigantów – Exxon Mobil i Marathon Oil Corporation. Pojawiły się również protesty mieszkańców ziem, na których prowadzono prace, gdyż miejscowa ludność zdążyła się połapać, że wydobycie gazu łupkowego wiąże się z dewastacją środowiska naturalnego na ogromną skalę, m.in. przez zanieczyszczenia gleby i wody pitnej.
Gwoździem to trumny projektu łupkowej bonanzy było pojawienie się Jana Szyszki w roli szefa resortu środowiska. Zagraniczni inwestorzy nie mogli się dogadać z ministerstwem w sprawie jasności przepisów, a przewlekłość procedur koncesyjnych zupełnie ich zniechęcała do prowadzenia działalności.
Obecnie na placu boju pozostały tylko: Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo, Orlen Upstream, Lotos Petrobalti, Baltic Oil & Gas (dawniej Talisman Energy Polska), Rawicz Energy, ShaleTech Energy i Strzelecki Energia. Niemal wszystkie z nich należą do Skarbu Państwa.
Wszystko wskazuje więc na to, że Polacy wciąż, z obrzydzeniem, ale również uświadomioną koniecznością będą musieli gotować i grzać się gazem Władimira Putina.